ANALOGIE CZASOWE?
Gdy zrobiono mi małą trip po nieznanych rejonach psychiki (nie wchodzę w szczegóły), rok 2001, półprzytomna staram się wrócić do świata żywych. Dramaturgia ostateczności wiła się jak droga stu zakrętów. Ostra jada. Po alkoholu i tabletkach. Skok w najciemniejsze miejsca psychiki. Potem tylko obrazy: przestrzeń jak skała i materia niczym próżnia. Skakałam wiele razy w tą przepaść pełną niewyobrażalnych i niesamowitych obrazów. Oddalałam się to przybliżałam do życia. Bowie udziela w tym samym czasie wywiadu internetowego wraz z Iman. „kochanie no to powiedz pierwsza: ty czy ja? Może ty pierwsza. Nie ja potem. Teraz ty. Ja potem”. Sprzeczają się na niby, żeby udowodnić swoją przynależność do dobrych manier, do dobrego tonu, do uprzejmości, do zachwytu sobą, by szeregiem grzecznych formułek stworzyć lub zasygnalizować definicje współczesnej miłości. Czym to może być dla kogoś kto w temperaturze minus ileś zamarzał a posągi świętych rozpadały się na dwie polowy. Co to może znaczyć dla kogoś kto gościł Sfinksy a kościoły stawały się popiołem. Uprzejmości? Właściwie tutaj rozchodzą się nasze losy, relacja ze światem i mentalne nadawanie na linii moja sztuka i sztuka Bowiego. Zrozumiałam wtedy, że w swoim dramacie zawsze jesteśmy samotni. Nigdy nie ma przy nas człowieka. Nie ma bo nie może być. Może to wszystko po prostu przerasta kondycję ludzką. Kondycja ludzka jest zaprogramowana na generowanie moralności, kto pierwszy, kto ładniejszy, kto lepszy, kto bardziej grzeczny, kto lepiej wychowany, kto bardziej wykształcony, kto bardziej? Kto? Jaki kto jeśli nie ma nikogo? Jaki kto jeśli istnieje całość w której to „kto” dzieli się na szereg niepotrzebnych, ale połączonych ze sobą części. Te binarne zniekształcenia i uproszczenia. Mam to gdzieś. Mnie interesuje dlaczego we wszechświecie jest tak zimno, dlaczego słońca bywają aż tak gorące. A ty ogłaszasz, że jesteś prorokiem z Marsa. A ty chcesz być tylko jednym ze świadków. Artysta nie jest świadkiem, artysta jest wojownikiem.
© Ewa Sonnenberg