Od kiedy wielki Eliot ogłosił, że „Najokrutniejszy miesiąc – kwiecień”, nic już w poezji nie jest takie jak dawniej. Wszystko zostało obrócone na nice, a mowa wiązana stała się niezobowiązującą pogaduszką na Wieży Babel lub w psychiatrycznej klinice. Co ciekawe, dawna nazwa kwietnia to łżykwiat (lub łudzikwiat), a więc łgarstwo (bądź jedynie złudzenie) od zarania wpisane jest w tę straszliwą porę („kwiecień – plecień”). To samo można powiedzieć o żonglującej słowami i znaczeniami poezji (nie wierz nigdy poecie, bo językami plecie). No dobrze, ale przecież zdajesz sobie sprawę, że w literaturze jest moc, isn’t it?
4.04.16 Łódź
Ania Groblińska zaprasza mnie do audycji „Podróże literackie” w Radiu Łódź. Rozmawiamy głównie o Igłach i szpilkach. Ania ma ten dar, że potrafi stworzyć dobry klimat do dyskusji, a zawdzięcza to szerokiej znajomości współczesnej literatury, kulturze osobistej oraz empatii. W moich wierszach też doszukuje się czegoś więcej – czegoś na styku wielowarstwowości, a niekiedy nawet na linii melodycznej.
14.04.16 Kraków
To jest mój pierwszy raz. Nigdy dotąd nie prowadziłem spotkań z prozaikami, a moimi gośćmi byli jedynie poeci. Jako hasłowy tytuł wieczoru w Salonie literackim SPP z Grzegorzem Walendą wybieram cytat z jego najnowszego dzieła – „autor może wszystko”, bowiem bohater tej „powieści w powieści” cudownym trafem wydostaje się z książki i z papierowej postaci przemienia się nagle w człowieka z krwi i kości. Rozwiązanie Lennona to z pewnością współczesna powieść obyczajowa, a jednocześnie fantastyczna – coś pomiędzy bajką dla dorosłych a powiastką filozoficzną. Autor opowiada wyczerpująco, ze swadą i poczuciem humoru, o kreacyjnej mocy literatury, świecie wydawnictw i mediów oraz o mechanizmach promocji i reklamy. Choć akcja książki Walendy dzieje się w Łodzi, krakowska publiczność docenia ponadlokalne walory tej powieści. Pod koniec spotkania wywiązuje się ożywiona dyskusja na temat szans w tzw. dzisiejszych czasach na wypromowanie ambitniejszej książki i w ogóle o sprawach czytelnictwa oraz rynku wydawniczego. Wnioski nie są zbyt optymistyczne: odniesienie sukcesu w tej dziedzinie graniczy obecnie z cudem, i o tym właśnie mówi książka Walendy, bo tylko cudowne pojawienie się bohatera powieści w realnym świecie spowodowało ogromne zainteresowanie się nią mediów, a za nimi i czytelników.
17.04.16 Łódź
I znowu robię sobie z Dorotą i Royem niedzielny spacer w poszukiwaniu wiosny do Lasu Łagiewnickiego, tym razem do jego części położonej na północ od ul. Okólnej. Dojeżdżamy od strony ul. Łagiewnickiej, mijamy hipodrom i parkujemy obok kościoła i klasztoru franciszkanów. Trwa właśnie msza święta, a że miejsce jest dla łodzian kultowe, na parkingu panuje lekki tłok. Za szpitalem chorób płuc skręcamy w lewo i idziemy niebieskim szlakiem w kierunku Kolonii Skotniki. Mimo że ziemię pokrywają jeszcze suche, brązowe zeszłoroczne liście, to gdzieniegdzie spośród delikatnej młodej trawki wyglądają białe kwiatuszki pierwiosnków. Na drzewach zielenią się małe listki, a gdy dochodzimy do zabudowań, w dali bieli się owocowe kwiecie. Po ścieżce drepczą czarne żuki i mrowią się wielkie mrówki, wędrówkę zaś umila nam ptasi koncert. Ludzi jest w tym rejonie lasu niewielu, jedynie od czasu do czasu przejeżdża koło nas rowerzysta w kolorowym kasku. Gdy po dwóch godzinach wracamy do domu, wyrzucam przez okno samochodu kilka kleszczy, które kłębią się w sierści naszego yorka. Cóż, w tym roku mamy wysyp tych małych „drapieżników”.
22.04.16 Wrocław
We Wrocławiu bywałem dotychczas bardzo rzadko, najczęściej przejazdem, a jedyne spotkanie autorskie w mieście nad Odrą miałem siedemnaście lat temu. Nadeszła więc najwyższa pora, by to zmienić. Spore wrażenie robi na mnie wielki Rynek z okazałym późnogotyckim ratuszem i kolorowymi kamienicami, które lśnią w ostrym kwietniowym słońcu, wśród połyskliwych baniek mydlanych oraz słów „make me feel”, wyśpiewywanych przez jakąś dziewczynę. Mijam grupki zagranicznych turystów oraz zgromadzenie dzieci i ich rodziców wokół młodego aktora w czarnym fraku i czerwonych butach, aż dochodzę do Przejścia Garncarskiego, przemianowanego na jakiś czas na Uliczkę Lwowską – z kresowymi wydawnictwami, pamiątkami i specjałami oraz melodiami, które brzmiały kiedyś „tylko we Lwowie”. Aż się czuje, że to Europejska Stolica Kultury 2016. Tuż za Domem Literatury, który jeszcze na dobre się nie rozkręcił, znajduje się kultowa Księgarnia Tajne Komplety. Przed jej wejściem trafiam na dzisiejszą przewodniczkę po mojej poezji, świetną poetkę Ewę Sonnenberg, a w samej księgarni zaczynają się pojawiać znajomi i nieznajomi, którzy przychodzą na spotkanie z Igłami i szpilkami. Klimat jest kameralny i czuję się bardzo dobrze wśród półek z książkami, a przede wszystkim – odpowiadając na wnikliwe pytania Ewy, która każde z nich okrasza jakimś trafiającym w sedno cytatem z literatury. A na koniec sympatyczne pogawędki z Ewą i Jackiem Inglotem w małej knajpce, powrót do domu nocnym busem i głębokie przeświadczenie, że Wrocław to tętniące życiem, młode duchem, a jednocześnie pamiętające o swojej historii miasto.
24.04.16 Podkowa Leśna
Do miasta-ogrodu Podkowy Leśnej dojeżdżamy z Kacprem Płusą i jego ojcem bardzo szybko, bo nową autostradą A2. W Muzeum im. Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku wita nas nie tak dawno mianowany dyrektor tej niezwykłej placówki, Mariusz Olbromski, również poeta, a przy tym człowiek bardzo gościnny, otwarty, o rozległej wiedzy. Do rozpoczęcia naszego spotkania pozostało jeszcze trochę czasu, spacerujemy więc po parku i kręcimy się po Domu Iwaszkiewiczów, gdzie właśnie trwa wystawa „Krzemieniec – Ateny Wołyńskie – miasto Juliusza Słowackiego w kolekcji Stanisława Ledóchowskiego”. To unikalny i bezcenny zbiór materialnych pamiątek związanych z biografią i twórczością autora Króla-Ducha oraz z dziejami Liceum Krzemienieckiego. Spotkanie, podczas którego prezentujemy utwory z naszych nowych tomów – Igły i szpilki oraz Wiersze na żółtym papierze, przebiega niemal idealnie – wszystko zagrało tak, jak to sobie wcześniej zaplanowaliśmy. Zagrało nawet dosłownie, bo razem z nami występują uczennice szkoły muzycznej w Żyrardowie: Katarzyna Kolecka, Klaudia Brzezińska i Julia Kucharska, które z młodzieńczą pasją i energią wykonują na fortepianie (pamiętającym jeszcze dłonie Szymanowskiego i Rubinsteina) utwory Chopina, Debussy’ego oraz Beethovena. Publiczność też dopisała, a miejsce okazuje się magiczne dla tego rodzaju spotkań – czytać swoje wiersze w otoczeniu dawnych mebli, obrazów czy przedmiotów codziennego użytku – to dla poetów XXI wieku gratka nie lada. Wracamy pełni wrażeń, obdarowani na dokładkę albumami trójwymiarowych fotografii sprzed stu lat, autorstwa ojca Anny Iwaszkiewiczowej – Stanisława Wilhelma Lilpopa, który jako pierwszy polski fotograf wykonywał zdjęcia barwne w technice autochromu.
© Marek Czuku