Wilno to stan ducha. Gdy idziesz przed siebie i wiesz, że już kiedyś tu byłeś. I że kiedyś tu wrócisz. Wilno jest wszędzie.
31.05.15 Wilno
Do stolicy Litwy jechałem z Warszawy całą noc estońską linią autobusową. Na Międzynarodowym Festiwalu Poetyckim „Maj nad Wilią” znalazłem się po raz drugi. Poprzednio byłem tu szesnaście lat temu i Wilno zrobiło wtedy na mnie ogromne wrażenie. To już dwudziesta druga odsłona tej wyjątkowej imprezy, która od początku do końca jest dziełem wileńskiego poety Romualda Mieczkowskiego, człowieka-instytucji o otwartej głowie i wielkim sercu.
Metę i przystań mamy w polskim hotelu „Pan Tadeusz”. Powoli się odliczamy, pojawiają się znajomi i nieznajomi. Obsada jest międzynarodowa, jak zawsze: przybyli twórcy z Polski, Litwy, Białorusi, Bułgarii, Grecji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, a nawet z dalekiej Australii. Są wśród nas również dziennikarze, filmowcy, muzycy. Mimo zmęczenia podróżą wyruszamy na rekonesans po starym mieście. Po mszy w barokowym kościele franciszkanów (Wniebowzięcia NMP) czytamy swoje wiersze. To tak na przywitanie i dla lepszego poznania się nawzajem. Ta najstarsza wileńska świątynia, zbudowana pierwotnie w stylu gotyckim, mocno ucierpiała w czasach sowieckich, służąc m.in. za magazyn.
Jest piękna, słoneczna pogoda. Chcemy zobaczyć Ostrą Bramę. Mijamy śpiewające grupki kobiet w ludowych strojach. Po drodze przepuszczamy bubble parade, kolorowy korowód dzieci i młodzieży. Niektórzy z nich mają na sobie końskie głowy, a nad tą radosną czeredą unosi się migotliwa chmura mydlanych baniek. Trafiamy na dziedziniec Uniwersytetu Wileńskiego. Kłania się nam kawał historii – mamy świadomość, że znaleźliśmy się w niezwykłym dla polskiej kultury i literatury miejscu. Właśnie odbywa się gala litewskiej Wiosny Poetyckiej, występują poeci z najwyższej półki. Po każdym przeczytanym wierszu czy wypowiedzi dostają gromkie brawa. Wszystkie miejsca są zajęte, a widownia liczy chyba kilkaset osób. Myślę sobie: jak oni to zrobili?, pomny tego, że u nas o poetycką publiczność jest zawsze bardzo trudno. I znowu przechodzimy przez malownicze zaułki, zatrzymując się czasem przy ulicznych kramach. Docieramy wreszcie do kaplicy tej, co „w Ostrej świeci Bramie”. Mamy chwilę ciszy, czas na refleksję.
1.06.15 Wilno
Zgodnie z tradycją spotykamy się przy pomniku Adama Mickiewicza w pobliżu kościoła bernardynów, na brzegu rzeki Wilejki. W tym szczególnym dla Polaków miejscu zawsze odbywa się oficjalna inauguracja festiwalu, a potem są pamiątkowe zdjęcia, towarzyskie rozmowy, żarty. To również okazja do zawarcia nowych znajomości, które podtrzymujemy i poszerzamy w Muzeum-Mieszkaniu wieszcza Adama przy zaułku Bernardyńskim. Każdy z nas (a jest nas spora grupa, chyba ze trzydzieści osób) ma tu swoje pięć minut. To było dla mnie coś niezwykłego czytać swoje wiersze w podwórzu domu, w którym powstała Grażyna. A potem zwiedzamy to muzeum, gromadzące rękopisy, pamiątki oraz meble, i mamy ochotę trochę pobuszować po miejscach, gdzie autor Dziadów podrywał panienki oraz gdzie przez okno wpadł piorun i zabił ojczyma Juliusza Słowackiego, doktora Bécu.
Ostatnim wydarzeniem tego dnia jest konferencja w Instytucie Polskim „Tropami Ogińskiego i Witkiewiczów na Litwie”, jako że 2015 to Rok Michała Kleofasa Ogińskiego (na Litwie i Białorusi) oraz Rok Witkiewiczów (w Polsce). A po śladach tych wielkich twórców prowadzą nas, ze sporą dawką erudycji i humoru, Wojciech Piotrowicz i Romuald Mieczkowski. Jednocześnie przy okazji możemy kupić kwartalnik „Znad Wilii”, który niedawno obchodził 25-lecie, oraz książki uczestników festiwalu.
2.06.15 Żmudź
Trzeciego dnia z samego rana przyjechał pod hotel autokar. Czekała nas wyprawa na dolną Litwę, czyli historyczną Żmudź. Pierwszy przystanek przypadł przy Górze Krzyży, na której od czasów powstania listopadowego postawiono już ponad dwieście tysięcy tych świętych drzew. W 1993 r. odprawił tu mszę Jan Paweł II. Gęsty las krzyży dużych i małych, u podnóża, na stokach i na szczycie wzgórza, niektóre podwieszone pod inne. Bardzo wymyślny krzyżyk zrobiony z kredek i ołówków, pewnie za dobrą naukę w szkole. Posążki Chrystusa, małe aniołki, różańce. Rozmaite intencje, napisy w różnych językach.
Krótki postój w największym mieście Żmudzi – Szawlach i następny w Poszawszu, gdzie znajduje się dwór rodziny Witkiewiczów, mocno dziś podupadły, otoczony zarośniętym parkiem. Tu urodził się ojciec Witkacego, tu teraz zrywamy bez o intesywnym, odurzającym zapachu. Pięknie wygląda Agata z kiścią tych fioletowych kwiatów. No i wreszcie Cytowiany – ostatnia atrakcja dzisiejszej wycieczki, pobernardyński klasztor NMP zbudowany na wzór architektury włoskiej, w stylu późnego renesansu i baroku. Do obrazu Matki Bożej wchodzi się po schodach, niektórzy czynią to na klęczkach.
Całą drogę ułatwiają nam i umilają cennymi historiami i komentarzami Józef Szostakowski oraz Romek Mieczkowski. A do hotelu wracamy jako rozśpiewany pieśniami legionowymi i patriotycznymi autobus, ale nasze (hej, hej, hej) sokoły nie za bardzo przypadły do gustu rosyjskiemu kierowcy.
3.06.15 Wilno
Festiwal Filmów Emigracyjnych „EMIGRA”, dzieło Agaty Lewandowski, to przegląd obrazów autorstwa Polaków z zagranicy oraz o tematyce emigracyjnej, niezależnie od narodowości ich twórców. W Instytucie Polskim oglądamy filmy nagrodzone w II edycji tego pokazu. Jego ideą jest łączenie Polaków ze Wschodu, Polonii z Zachodu oraz mieszkańców Polski. Największe wrażenie zrobił na mnie reportaż z wojny na Ukrainie, przedstawiający uliczne walki i strzelaninę jakby żywcem wzięte z dokumentu o powstaniu warszawskim. Jeden z realizatorów zginął nawet podczas pracy pod ogniem kul. Autor filmu zaproponował swoje dzieło różnym stacjom telewizyjnym, ale za każdym razem spotykał się z odmową, co było tak naprawdę specyficzną formą cenzury. Np. w BBC powiedziano mu, że widzowie nie chcą oglądać tak drastycznych scen.
No i kulminacja „Maja nad Wilią” – Środa Literacka przy Celi Konrada u bazylianów. „Tu 1 listopada 1823 r. zmarł Gustaw i narodził się Konrad”. W podwórzu przy celi każdy z nas czyta swoje wiersze. Prezentują się również lokalni poeci, w tym literacka młodzież z Nowej Awangardy Wileńskiej. Na koniec Wojciech Piotrowicz intonuje inwokację. Wszyscy wstają i odmawiają jak modlitwę: „Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie; (...) Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy (...) Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała”... i tak dalej, i tak dalej... Czujemy powagę tej dziejowej, ponadczasowej chwili i ulotność naszego maleńkiego w niej udziału.
A wieczorem niezapomniana Biesiada Poetów, Malarzy, Muzyków i ich Przyjaciół pod hasłem „Wielokulturowe barwy miasta nad Wilią”. Występuje jazzowy duet: Jan Maksymowicz (saksofon prosty) i Eugenijus Kanevičius (bas akustyczny). Odpływamy gdzieś bardzo daleko wraz z improwizowanymi standardami, popularnymi i lubianymi tematami zagranymi teraz na nowo z ogromną siłą i wizją. A potem nastrojowe greckie piosenki śpiewa i gra na gitarze Athanasios Voulropoulos. To nas lirycznie wycisza po jazzowych uniesieniach.
Nie mogę nie wspomnieć o akcesorium, które zrobiło furorę podczas tych dni, a mianowicie o nalewce 999, czyli tzw. trojance litewskiej, będącej wyciągiem z 27 ziół (9 gorzkich, 9 piekących i 9 aromatycznych)... mmm!
4.06.15 Wilno
Ostatniego dnia mieliśmy w planie wizytę w siedzibie Związku Pisarzy Litwy i rozmowę na tematy translatorskie oraz o współpracy między literaturami. Jednak wspólnie z Ewą doszliśmy do wniosku, że warto jeszcze trochę pozwiedzać. Odłączyliśmy się więc od grupy i zaliczyliśmy kilka kościołów oraz katedrę, a na koniec ponownie poszliśmy pod Ostrą Bramę. Przekonaliśmy się tym samym, że Wilno nie na darmo jest zwane miastem kościołów. W przewodniku czytam, że to również miasto czerwonych dachów i donośnych dzwonów. Teraz tylko ostatni wspólny obiad, szybki prysznic i... żal wracać!
13.06.15 Warszawa
Od rana przygrzewało mocno słońce, a ja z pozytywnym nastawieniem pojechałem do stolicy na zebranie Zarządu Głównego SPP. Omówiliśmy wiele bieżących spraw, m.in. dotyczących sytuacji finansowej stowarzyszenia, jubileuszy i odznaczeń naszych członków, pięciolecia „Paktu dla Kultury”, wizyt zagranicznych pisarzy, rekomendacji związku do Rad Programowych PR i TV, ale najważniejszy był dobry klimat tych obrad i wzajemna życzliwość. Bo to przecież podstawa.
© Marek Czuku