22.01.19 Kraków
Jadę do stolicy Małopolski szybkim pociągiem Wawel. Zima na całego, kilka stopni poniżej zera. Za oknem las oszronionych drzew, wyłaniających się z delikatnej bieli pól i pokrytych zamiast liśćmi siwizną śniegu. Na razie jest jasno, słonecznie. Im bliżej Krakowa, tym śnieg jest gęstszy, a biel bardziej intensywna, ale za to niebo staje się nieco zamglone, ciemniejące. Wyrazista biel zdecydowanie odcina kontury gałązek od szarawego tła. Pejzaż ten przypomina obrazy malarzy zimy – Juliana Fałata, Rafała Malczewskiego, Józefa Chełmońskiego. Przed Miechowem (45 km do stolicy województwa) pojawiają się wzgórza, których górne partie przenika wszechogarniająca szara mgła. Jak mi potem ktoś wyjaśni w Krakowie, to jednak nie mgła, ale ten słynny krakowski smog (nie mylić ze smokiem wawelskim). Komunikaty meteorologiczne mówią za to o dużym zamgleniu na południu Polski. Widzialny efekt to chyba wynik połączenia tych dwóch zjawisk.
Mam dzisiaj w Salonie Literackim SPP przy Kanoniczej 7 spotkanie promujące moje „Stany zjednoczone”. Idę przez Planty, gdzie mijam kilka młodych osób w przecismogowych maseczkach. Cóż, każdy ratuje się jak może. Przechodzę przez iluminowaną ulicę Grodzką, której świetliste ozdoby pamiętają jeszcze minione Boże Narodzenie i Nowy Rok. Na miejscu, w kameralnych wnętrzach siedziby SPP, po raz kolejny, od kiedy tu byłem pierwszy raz, zatrzymuję wzrok na wyjątkowym renesansowym suficie, zdobionym sinoniebieskimi liniami i wzorami. Sala powoli się zapełnia i możemy zaczynać. Przewodnikami po mojej poezji są Bożena Boba-Dyga i Wojciech Ligęza. Oprawę muzyczną zapewnia Adrian Set-Pawęza, który gra na gitarze wprawdzie utwory liryczne, ale wpadają one miejscami w rockowe tony. Śpiewa przy tym poetyckie teksty, które najczęściej dotyczą miłości, co współgra z moimi erotykami z prezentowanej książki. Jeden z moich wierszy, a w zasadzie piosenkę – „Niedomiłość”, czytam w formie melorecytacji przy improwizowanym podkładzie Adriana.
Bożenka zdecydowanie ociepla mój wizerunek i spaja poszczególne części wieczorku, natomiast Wojtek dopełnia reszty z krytycznoliterackiej perspektywy. Zarówno prowadzący, jak i publiczność interesują się moimi grami formalnymi, a jednocześnie analizują konkretne obrazy i poruszane sprawy. Dłuższą chwilę rozmawiamy o cyklach wierszy związanych ze zmysłami, porami roku i zwierzętami. Zastanawiamy się, jak to jest, że kobiety piszą lepsze niż mężczyźni erotyki i z większą empatią przedstawiają ludzkie uczucia oraz zwierzęcy świat wewnętrzny. Wdaję się w dyskusję o psach z Kasią Grzesiak i muszę przyznać jej rację, że oddanie w wierszu „psiego punktu widzenia” jest niezmiernie trudne, bo najczęściej pisząc o zwierzętach, tak naprawdę mówimy o sobie.
Spotkanie dobiega końca, a przybyli goście jeszcze długo rozmawiają ze sobą w kuluarach, już przy tradycyjnej lampce wina i ciasteczkach. Ujmuje mnie ta krakowska atmosfera, wypełniona wzajemną życzliwością i serdecznością.
– Bo my się tu naprawdę lubimy.
© Marek Czuku