Żyjemy w epoce, gdy postęp techniczny pozwala zamienić w jawę romantyczny sen o korespondencji sztuk, syntetyzując poszczególne gatunki i formy jeszcze ściślej niż w czasach, gdy czytano „Correspondances” Baudelaire’a, słuchano „Pieśni” Schumanna bądź podziwiano obrazy Kossaka. Teraz jest o wiele łatwiej, wystarczy prosty program komputerowy, jakiś szablon i... jazda... Na szczęście nadal nic nie zastąpi dobrego pomysłu i tej starej poczciwej iskry bożej, „wielkiej jako otchłanie nocy i światłości” (Charles Baudelaire, tłum. Antoni Lange).
9.05.15 Łódź
Po raz pierwszy w Łodzi odbył się Hyde Park – Integracje Literackie, według pomysłu poznańskiej poetki Łucji Dudzińskiej, w zamyśle której ma to być wydarzenie łączące różne rodzaje sztuk. Tym razem bohaterkami były łódzkie autorki Dorota Filipczak i Kaja Kowalewska, w przerwach śpiewała Laura Chlewska, a na ścianach zawisły prace Karoliny Wojtkuńskiej. Gościny udzielił nam ambitny lokal Niebostan, będący połączeniem klubu, kawiarni i... antykwariatu, a położony przy legendarnej ulicy Piotrkowskiej, wizytówce Łodzi. Wystrój tego klubu jest mocno oryginalny i undergroundowy: podłogi z płyty pilśniowej, gołe ściany z czerwonej cegły, wózek z hipermarketu przerobiony na fotel oraz wanna – na kanapę, a także nieco niechlujne stoliki i krzesła, przeniesione jakby z epoki peerelu.
Dorota Filipczak jest na co dzień profesorem w Zakładzie Literatury i Kultury Brytyjskiej Uniwersytetu Łódzkiego, a w pracy naukowej zajmuje się głównie literaturą postkolonialną. Tutaj przeczytała swoje pisane z kobiecej perspektywy wiersze, będące podróżami w czasie i przestrzeni, oddające nietrwałość i erozję rzeczywistości. To umiarkowana, refleksyjna poezja, i choć świadoma permanentnej dekonstrukcji, to mimo wszystko odwołująca się do klasycznego kręgu wrażliwości. O poezji Kai Kowalewskiej pisałem już wcześniej, że jest minimalistyczna, aforystyczna, lingwistyczna, a przede wszystkim psychologiczna i silnie emocjonalna. W Niebostanie Kaja czytała wiersze z najnowszego tomiku „Melanżcholie”, które dobrze trafiały w gusta i oczekiwania młodej publiczności.
Nastoletnia blondynka, Laura Chlewska, pięknie zaśpiewała współczesne angielskie piosenki i ballady (m.in. z repertuaru Etty James czy Adele), wykazując się ekspresją i mocnym głosem. A że trenuje sporty walki, dobrze się prezentowała w różowej sukience i w trampkach. Z kolei Karolina Wojtkuńska amatorsko maluje, a inspiruje ją m.in. Salvadore Dali, stąd nadrealny klimat i awangardowe nawiązania w jej pracach, które są bardzo żywe i pastelowe, jakby czerpiące esencję z impresjonistycznej kolorystyki. Karo miała czarny kapelusz, czarne włosy i w ogóle cała była „na czarno”, chyba jakby na przekór swoim barwnym obrazom.
Dokładnie tego dnia przypadła 80. rocznica urodzin Haliny Poświatowskiej, a więc zgodnie z hydeparkową tradycją („mikrofon dla każdego”) uczestnicy obok własnych utworów czytali tym razem wiersze autorki „Hymnu bałwochwalczego”. Na koniec zaś rozegraliśmy turniej jednego wiersza, w którym pierwszą nagrodę zdobyła Magda Cybulska. I tak toczyło się to spotkanie... chyba ze cztery bite godziny, przy udziale setki być może osób. A ja po prowadzeniu tego maratonu czułem się, jakbym przerzucił tonę węgla. Dobrze, że działo się to wszystko z soboty na niedzielę, był więc czas, by się ogarnąć i zresetować.
16.05.15 Brzeziny
Tegoroczna Noc Muzeów w Brzezinach upłynęła pod znakiem literatury. W Muzeum Regionalnym w mieście krawców obok tematyki sienkiewiczowskiej (za sprawą wystawy z Muzeum Sienkiewicza w Oblęgorku „Trylogia – dziwne materii pomieszanie”) znalazło się też miejsce dla współczesnej poezji i piosenki poetyckiej. Miałem zaszczyt prowadzić tam spotkanie z Łucją Dudzińską, Dorotą Nowak i Zbyszkiem Wojciechowiczem, a i sam coś własnego przeczytałem. Okazało się, że poza poezją wiele nas łączy, np. Dorotka i Zbyszek są nauczycielami oraz – podobnie jak ja, biegają długie dystanse. Natomiast Łucja i Dorota były w poprzednich latach laureatkami konkursu poetyckiego im. Andrzeja Babaryki, rozgrywanego właśnie w Brzezinach, a ja w miasteczku tym pracowałem kilkanaście lat temu jako redaktor naczelny lokalnej gazetki.
Nasze wiersze oraz piosenki w wykonaniu Zbyszka (który, podobnie jak Wysocki, nie oszczędza się) wzbudziły dość żywe zainteresowanie publiczności i wywiązała się ciekawa dyskusja na tematy okołoliterackie. A wszystko skończyło się ogniskiem w muzealnym ogrodzie, gdzie zostaliśmy poczęstowani gorącymi podpłomykami, które nb. jadłem pierwszy raz w życiu. Pycha!
I niech ktoś powie, że nie ma przypadków, potwierdziła się bowiem środowiskowa prawda, że świat (a przynajmniej Dworzec Kaliski) należy do poetów. Gdy odbierałem moich gości z pociągu, minąłem się z Kacprem Bartczakiem, natomiast następnego dnia, gdy już ich z powrotem odprowadzałem – „objawiła się” nam Marylka Duszka.
22.05.15 Łódź
Kolejna impreza pomysłu Łucji – tym razem z cyklu wART loży. Miejsce: Klub Artystyczny Przechowalnia. Artyści: Jacek Wysocki: grafika, obrazy, rysunki; Jolanta Ciecharowska: piosenka; Romuald Andrzejewski: klawisze, kompozycja. Ja z kolei prezentowałem swoją małą prozę, co zdarza mi się bardzo rzadko. Wystrój sali był w ciemnej tonacji, co podkreślały czarne ściany, na których zawisły prace Jacka, też ciemne, szkicowo oszczędne, cieniste i konturowe, głównie akty. Jola zaś ujęła wszystkich mocnym, wyrazistym głosem, a w repertuarze miała również moją piosenkę „16:06”. W trakcie spotkania każdy z nas przeczytał dodatkowo swoje wiersze, bo Jola i Jacek to wszechstronni artyści, którzy nie stronią od różnych środków wyrazu. Jedynie Romek nie dał się namówić na czytanie, choć przyznał, że też coś pisze.
Na koniec, już w samej knajpce, umilał nam czas domorosły muzyk i facecjonista o aparycji kloszarda, powtarzający na okrągło wciąż te same bon moty i od czasu do czasu przygrywający na organkach. Niestety, szczegółów nie jestem w stanie przytoczyć, bo już minął rok, jak to spisuję, i wszystko się ulotniło.
© Marek Czuku