„Obiecane miejsce” to czwarty tom wierszy krakowskiego poety i literaturoznawcy Michała Piętniewicza, który pisze również prozę i szkice krytycznoliterackie. Tytuł sugeruje związek tej poezji z biblijną Ziemią Obiecaną, co jest tyleż oczywiste, co łudzące. To obiecane miejsce można bowiem znaleźć już na Ziemi, co się wiąże ze stabilizacją życiową i udomowieniem nie całkiem pogodzonego ze światem bohatera lirycznego („nie rozumiem ludzi którzy mnie otaczają”) – w dostępnym mu tu i teraz, a jednocześnie z pozycją literacką autora, gdyż literatura wydaje się być jego życiową pasją. Z kolei liczne nawiązania i deklaracje religijne („Boże wiem że żyjesz / we wszystkim / i wszystko / ożywiasz”, „język mnie prowadzi ku religii”) każą tytułowy adres odczytać wprost, jako miejsce zbawienia czekające na nasze dusze po śmierci.
Tom Piętniewicza jest wypełniony przez trochę rozgadane życiopisanie, miejscami z pogranicza rzeczywistości i imaginacji („wszystko / co widziałem było złudzeniem”), przypominając niejednokrotnie strumień świadomości:
„dzisiaj wypiłem białą kawę i zapaliłem papierosa
dym wydobywał się z papierosa jakby ze mnie
tak pisałem moje obłąkanie a inni niektórzy wszyscy
nie chcieli tego zauważyć nie widzieli”
(„Czarne obłędy”)
Podmiot tych wierszy to wrażliwy, prostolinijny i nieco naiwny outsider („jestem bez pracy przyjaciół i pieniędzy”) oraz homo patiens, który boleśnie odczuwa trud istnienia, gdy „cierpią ciało i dusza”. Jednocześnie jest on pozytywnie nastawiony do świata, a przejawia się to zachwytem nad przeżywanymi chwilami codzienności („napawa mnie to głębokim szczęściem / że jestem że żyję że trwam”). Przy czym bliska mu jest metafizyka rozumiana jako stawianie pytań egzystencjalnych i eschatologicznych oraz poszukiwanie sensu w kręgu chrześcijańskich wyobrażeń:
„dzisiaj zastanawiałem się co robiłem
przed moimi narodzinami
zapewne istniałem w nicości
po śmierci rozciągniętej w czasie
na wędkę złapie mnie złoty Chrystus”
(„Czarne obłędy”)
Problemy, które nurtują poetę, należą najczęściej do tych z gatunku fundamentalnych i dotyczą podstaw istnienia: „nie wiem czy istnieję czy jestem”, „czy tylko wydawało mi się że jestem”, „nie wiem po co istnieję”. Prowadzą one do konkluzji typu: „jestem tylko łupinką niesioną przez fale”, „to życie mną pisze i mną miota”, a w końcu poeta zdobywa się na bezradne: „niczego nie rozumiem ani ze świata ani z życia”. Z przekonaniem i głęboką wiarą w ukrytą konieczność Wszechświata pisze jednak, że wszystko co się dzieje i co go otacza nie jest dziełem przypadku: „nie ja piszę swoje życie / ono już dawno temu zostało za mnie napisane / ja je tylko wiernie przepisuję aby wierną kopię / oddać Panu Bogu” („Restauracyjka”) oraz „to świat mówi w moim imieniu / to ja spełniam wolę świata” („Bunt”). (...)
[całą recenzję będzie można przeczytać w numerze 27 (1/2019) „eleWatora”]
© Marek Czuku