Znowu miałem sen we śnie: dwuwarstwowe sny są moją specjalnością. Byłem w Olsztynie na Zatorzu, przy ulicy Rataja, w swoim dawnym domu, który w tym śnie stał jak kiedyś na skraju łąk i lasów (a nie jak dziś otoczony ohydą różnych biznesów i fabryczek). No i okropnie się ucieszyłem, że niegdysiejsze piękno jeszcze trwa. „Ale to może być tylko sen”, pomyślałem we śnie. „Trzeba sprawdzić – postanowiłem. – Spróbuję się obudzić”. I obudziłem się, wskutek czego nadal byłem na skraju pięknych łąk i lasów. Chciałem już upaść na kolana, aby podziękować bogom za cud przywrócenia dawnej chwały, gdy pomyślałem, że na wszelki wypadek wykonam kolejną próbę ocknięcia. Wykonałem ją, budząc się tym razem do rzeczywistej jawy i do smutnej wiedzy o brzydkim Olsztynie dzisiejszym.
...Wyemigrowałem z Warmii w roku 1967. Przyjechałem do Warszawy aby studiować architekturę, ukończyłem ją, a dziś uprawiam (staram się) literaturę. Cóż, wszelka ewolucja kroczy po omacku, jak twierdzą neodarwiniści, nie znając z góry swoich celów. Po olsztyńskim pograniczu natury i kultury, jakim było dla mnie podleśne Zatorze, poszukałem sobie w stolicy podobnego miejsca: od lat osiemdziesiątych mieszkam (z małymi przerwami) na skraju Grochowa (ostatnio Saskiej Kępy), w pobliżu lesistego Parku Skaryszewskiego... Wzór „pogranicza” wiąże się u mnie również z tym, co i jak piszę. W literaturze podniecały mnie od zawsze krawędzie, różne rzeczy przełamane, mieszaniny i sylwy, błędniki, labirynty: takie jak ten tutaj Błędnik. (A wszystko zaczęło się być może od olsztyńskiego Zatorza).