Pogoda wciąż słoneczna i rześka. Śniadanie tłumniejsze. Small-talk rodzinne. Gutaperka i inne przyjemności norweskie: marmolada truskawkowa najlepsza. Ruszamy do muzeów: najpierw narodowe, krzyczące znanymi nazwiskami. Azjaci przebierają nogami, by zobaczyć obrazową Europę. Głośno komentują, dziwią się i śmieją. Trochę rozczarowań muzeum sztuki użytkowej i architektury. Jesteśmy jednak zainteresowani drobiazgami i codziennością dawną i współczesną Norwegów. Viola widzi w tych prostych użytecznych drobiazgach charakter tutejszych ludzi: skromność, umiar mają swoje źródło w historycznych doświadczeniach Norge. Surowy klimat nawet bogactwo każe konsumować umiarkowanie i w sposób zachowawczy. Może nawet wyniosły. Zamknięte sklepy w niedzielę, dbałość o porządek wokół, ale też i podkreślana przynależność do kraju przez wywieszenie flagi narodowej przed domem, otwartość wobec innych nacji, którym stwarzają możliwość kultywowania religii, no i w końcu opowiadanie się po stronie słabszych, prześladowanych - daje to pewne wyobrażenie tego, kim mogą Norwedzy być, choć niekoniecznie takimi w rzeczywistości są.
Wracając z oglądu muzeów byliśmy świadkami protestu młodych ludzi przeciwko izraelskim działaniom w Palestynie. Obok ciemnoskóry koszykarz. Gromadził tylko nieco mniejszy tłum, ekscytując turystów żonglowaniem piłką koszykową. Pohukiwał w dowcipnych słowach na dookolny tłum. Polityka przetykana małpią zręcznością tego czy tamtego akrobaty być może oddaje coś z atmosfery Oslo, miasta statecznego, ale i chętnego dla zluzowanej od większych obowiązków młodzieży.
© Maciej Wróblewski