Wiersz „Joanno” z tomiku „Lekcja zachwytu” ma konkretnego adresata. To Joanna K.-G., która porwała mnie latem 1999 roku do swojego domu w Burgundii. „Będziemy między ziemią a niebem” mówiła do mnie. Dom wybudowany na ruinach pałacu księżniczki merowińskiej otaczały drzewa. To tutaj napisałam tomik „Lekcja zachwytu”. Pola lawendy i pola słoneczników. Spacerowałyśmy to siedziałyśmy na tarasie domu i słuchałyśmy muzyki. Jej nagie stopy. Pamiętam kształt jej stóp. Pomyślałam wtedy, jak te małe i drobne stopy zniosły zsyłkę na Syberię i potem ucieczkę z Syberii. Te małe stopy zaprowadziły mnie do zupełnie innego świata. Świata księżniczek, pałaców i ogrodów. Było mi przy niej po prostu dobrze. Odkąd ją poznałam zapomniałam o wszystkim co było. Jakbym zaczęła nowe życie. Nie wiem jak ona to zrobiła, ale przy niej stałam się delikatna i czuła. Znów dostrzegałam piękno. Znów chciało mi się żyć. Znów zaczęłam marzyć. Odczułam, że jestem tak szczęśliwa, że mogłabym umrzeć. Przy niej nie bałam się śmierci. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Nie bałam się tego, że nie boję się śmierci. Pisałam dla niej: nie ma godziny żebym o tobie nie myślała, nie ma minuty żebym o tobie nie myślała, nie ma sekundy żebym o tobie nie myślała, nie ma czasu jesteś tylko ty. Tak się wtedy czułam, poza przemijaniem. Czas jakby się zatrzymał. A kolejne dni i noce były zaledwie jego odsłonami. Pnące róże wiły się na tarasie i przyprawiały o zawrót głowy. Jak ta świadomość, że jest ktoś kto zawsze będzie na mnie czekał. Świat, który mnie otaczał był uniwersalny tak jak wiersze z tomiku „Lekcja zachwytu”. Unikałam teraźniejszości. Tkwiłam w czymś bardziej i głębiej niż teraźniejszość. Odkryłam piątą porę roku. I to coś bardziej wyrazistego od teraźniejszości. Jakby w jednym „teraz” istniała całość tego co można przeżyć. „Niebo mi ciebie zesłało” mówiła do mnie. Ale było odwrotnie, to ją mi ktoś zesłał. Może Joanna D’Arc? Może dlatego w tym wierszy ją przywołuję. Ten wiersz jest chwilą jak wieczność. Uchyleniem zasłony, którą przesłonięty jest ten prawdziwy świat. Prawda tego innego świata choć bezcielesna komunikuje się dotykiem słów. Sensy i znaczenia są wyczuwalne jak oddech. Nasze wyprawy do swoich wspomnień. Opowiadałyśmy sobie siebie. W pewnej chwili przyniosła swoje pamiętniki, długo czegoś szukała i w końcu mi podała, na kartce zapisanej atramentem w kolorze morza południowego widniała data moich urodzin. A poniżej dokładny opis dnia, który wtedy jej towarzyszył. Nie mogłam wymówić słowa. Przez zaciśnięte gardło powiedziałam coś innego niż to co chciałam naprawdę powiedzieć. W tej jednej chwili wiedziałam, że wszystkie wiersze, które dotąd pisałam były dla niej. W przeddzień mojego wyjazdu siedziałyśmy w jakimś miejscowym lokalu. Piłyśmy kawę. Zobaczyłam szafę grającą. Chciałam znaleźć taką piosenkę, która będzie moim pożegnaniem z nią. Znalazłam. Byłam jak łobuz, który ją prowokuje. Słuchała w milczeniu. Jaka to była piosenka pozostanie na zawsze moją tajemnicą.
© Ewa Sonnenberg