Niektóre wiersze pojawiają się nie wiadomo skąd. Nic się szczególnego nie dzieje, nikogo obok nie ma, nie ma też jakiejś szczególnej inspiracji, a jednak taki wiersz powstaje. Przeważnie takie wiersze powstają w jednej chwili. Nagle jakby gdzieś od dawna czekały na zapisanie. Jakby tkwiły głęboko nieuświadomione. Takim wierszem jest *** (Teraz z daleka od wszystkich...) z tomiku „Hologramy” (2015). Napisałam go w jednej chwili. To było jak oczyszczenie z tego co odczuwałam. Opis sytuacji w której się znajdowałam. Nic szczególnego, a jednak jest to tekst dla mnie ważny. Czułam się jakby wszystko już było za mną. Nie wyobrażałam sobie by mnie coś czekało. Nie miałam nadziei, że wydarzy się jeszcze coś interesującego w moim życiu. Na poddaszu gdzie mieszkałam z każdego miejsca spoglądały na mnie pamiątki z dawnych lat. Stoliki nocne, które kupowałam na cześć kolejnych kochanków. Parawany, które stawiałam by przesłonić to co mnie zraniło. Drobiazgi, które znały mnie z dawnych lat. Każdy z tych drobiazgów ukrywał tajemnice minionego czasu. Książki chowały w sobie emocje jakie przeżywałam nad nimi. Znały mnie lepiej niż ja samą siebie. Było mi na tym poddaszu kurewsko źle. Siedziałam w tym skansenie czasu przeszłego nie wyobrażając sobie przyszłości. W pewnym momencie spojrzałam na swoje wiersze jak na daleki i obcy byt. Jakby mnie nie dotyczyły. Jakby nie miały ze mną nic wspólnego. One kierowały się swoją logiką ja swoją. One miały swoich czytelników ja byłam samotna. One trwały ja przemijałam. One stawały się dla świata ja zanikałam. Uzyskały autonomię i samodzielność. Istniejąc niezależnie od tego co przynosiło mi życie. Te byty powoływane do życia niczego w nim nie zmieniały. Nie miałam szansy ze swoimi wierszami. One były bezczasowe ja tkwiłam w czasie po uszy. One potrafiły zmieniać otoczenie ja byłam bezsilna. One były bardziej mną niż ja sobą. Ona mówiły to co nie umiałam nigdy powiedzieć. One były rozmową z tym co najważniejsze ja nie umiałam nigdy rozmawiać. Nie zostawiały mi nic na swoją obronę. Poza świadomością że podzieliłam się kolejną sobą, kolejną fascynacją, kolejną przegraną, kolejna tajemnicą. Te fragmenty mnie wyrwane z siebie tak jakbym wyrywała ochłapy prawdy z pyska śmierci. W bólu. W oderwaniu od rzeczywistości. W totalnej samotności. Gdy napisałam ten wiersz wyszłam do sklepu po papierosy. Niebo było pochmurne gdy nagle wyszły promienie słońca. Mój świeżo napisany wiersz oświetliło słońce. Wzięłam to za dobry znak.
© Ewa Sonnenberg