Znów kartkuję „Leksykon rzeczy minionych i przemijających”, zredagowany przez Małgorzatę Szubert. Przeglądam ten „Leksykon” i co chwila natrafiam na hasła opisujące rekwizyty, które kojarzą mi się z epoką mego ojca. Oto na przykład „Laska spacerowa”: bez takiej właśnie laseczki Stefan Cisło nie ruszał się nigdy z domu. Potrzebował jej głównie do zabawy; maszerując, wywijał swoją trzcinką, lekką, zagiętą na końcu w półokrągły uchwyt.
Z kolei „Bekiesza”. Ojciec miał w praczasach bekieszę (urodził się w 1887), a jakże; futro to nazywano w rodzinie „świtką kuracyjną”, bo nakrywano nim chętnie zaziębionych, a oni ponoć pod ową „świtką” natychmiast zdrowieli.
„Cebula”, zegarek kieszonkowy. Tatuś o ile wiem nie miał nigdy czasomierza naręcznego. Pamiętam z naszej epoki olsztyńskiej, jak mój protoplasta głośno nakręcał swoją cebulę już o godzinie dziewiątej wieczorem, ogłaszając koniec dnia. Gaszono światło, a jakieś moje próby kontynuowania aktywności dziennej w formie czytania pod kołdrą, przy latarce, kończyły się niezmiennie awanturą. (Dziś malcy bawią się ponoć pod kołdrami telefonią komórkową, nadając i odbierając SMS-y).
„Podwiązki męskie”. Oczywiście, Tatuś nosił długie skarpety, przytrzymywane podwiązką pod kolanem. (Ciekawe, że Anglicy wymyślili sobie coś takiego jak Order Podwiązki, przypinany pod kolanem do spodni garniturowych, jawnie. Kobietom przyczepia się natomiast Order Podwiązki do lewego ramienia.)
I wreszcie hasło „Złote zęby”. Stefan Cisło, od kiedy go pamiętam, zawsze miał złote zęby. Nie jeden czy dwa, ale wszystkie złote. Jak długo byłem małym, warmińskim prowincjuszem, wydawało mi się to nawet imponujące. Potem zacząłem się nieco wstydzić metalowych uśmiechów Ojca. Ostatecznie jednak doceniłem taką formę lokaty kapitału... Po siedemdziesiątce, robiąc sobie sztuczną szczękę, Ojciec, uskromniony przez Peerel rencista (nie zaliczono mu różnych przedwojennych okresów składkowych), spieniężył złoto i zostawił mi po sobie pewien fundusz. Był to jedyny skarb, oprócz skarbu samego życia, jaki odziedziczyłem po Rodzicach.