Umieramy ze wstydu, z nudów, z ciekawości, ze strachu, z bólu, a wreszcie i z rozkoszy. Człowiek dobrze zna umieranie, zanim umrze. Martwiejemy, kiedy się martwimy; martwienie się jest także umieraniem. Również przyjście na świat, z pozoru rzecz radosna, bywa de facto przeżyciem agonalnym (dlatego mózg dziecka skrupulatnie wypiera pamięć takiego wydarzenia). No i umiera się jeszcze ze śmiechu – nie tylko w przenośni, bo czasem także i dosłownie. Słynnego filozofa Chryzypa (III w. p.n.e.) tak rozbawił widok osiołka, próbującego dosięgnąć fig na gałęzi i podskakującego ku owocom, że, zachłystując się histerycznie, (Chryzyp, nie osiołek) oddał ducha. Przyjemny finał, śmierć na wesoło. Każdemu życzę takiego finału; sobie też, czemu nie.