„Wina Tuska”
„Opowiedz mi, Dziadku. Książka do przechowywania wspomnień”. – Jest taki album na rynku. Córki podarowały mi tę księgę o pustych stronicach, abym ją wypełnił swoją obecnością (z myślą o wnukach, gdy dorosną). No więc wypełniam. Dojechałem do miejsca, gdzie album pyta o najważniejsze wydarzenie historyczne w jakim brałem udział. Odpowiedziałem, że być może najważniejsza historia dzieje się dopiero teraz, po roku 2015, i wszyscy mamy w niej jakiś udział. Jesteśmy świadkami rozmontowywania przez pisowskich nacjonalistów Polski europejskiej i demokratycznej. Pomyleńcom z Prawa i Sprawiedliwości marzy się coś jakby lechickie mocarstwo między Rosją i Niemcami, podobne do tego przed wiekami. Wariat Antoni Macierewicz zaczął przebąkiwać o potrzebie zdobycia broni atomowej (patrz doniesienia z grudnia 2015). Paranoja i Szaleństwo: tak powinno się chyba dziś deszyfrować skrót PiS. Paranoja i Szaleństwo. Prezes Kaczyński wie, że w Polsce demokratycznej i europejskiej mrzonki jego ekipy nie znalazłyby posłuchu, stara się więc przeistoczyć nasz ustrój w demokraturę i rozluźnić więzi Rzeczpospolitej z Unią. Aby zmienić zasady działania państwa, potrzebuje nowej konstytucji i dlatego musiał zniszczyć Trybunał Konstytucyjny, który mu w tym przeszkadzał. Obecnie zaczyna kwestionować monteskiuszowską zasadę trójpodziału władz i próbuje podporządkować sądownictwo parlamentowi, zamienionemu (wraz z marionetkowym prezydentem Dudą) w maszynkę do zatwierdzania ustaw, które on, wódz narodu, łaskaw był zainicjować. Denerwuje go także Polska samorządowa, ma więc w planach powrót do systemu peerelowskiego, gdzie samorząd terytorialny nic nie znaczył. Wszystkie swoje machinacje wykonuje przy energicznych protestach opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej (jak KOD), których jednak nie boi się, ponieważ wie, że są to gremia przyzwoite, nie zamierzające przeprowadzić zamachu stanu. Niektórzy nazywają system polityczny PiS-u „katotalibanem” albo „pislamem”, ze względu na gwałtowny wzrost udziału w życiu publicznym kleru. Na potrzeby Kościoła rząd asygnuje z kieszeni podatnika ogromne sumy, rzecz jasna bezprawnie. Wbrew zasadzie neutralności światopoglądowej państwa (art. 25 Konstytucji), w urzędach wiesza się powszechnie krzyże. W istocie system polityczny nowej Polski należałoby raczej nazwać „narodowym populizmem”, odmianą „narodowego socjalizmu”, który tak złowrogo zapisał się w historii XX wieku. Pisowscy populiści zalecają się do faszystowskiego ONR-u, do kibolskiego chamstwa, do ojca Rydzyka, który za parawanem religii katolickiej uprawia sprytny sakrobiznes. Populiści aspirują zresztą do władzy w wielu miejscach na globie, włączając w to Stany Zjednoczone, gdzie prezydentem został niedawno bogaty prostak i uwodziciel mas Donald Trump. Nic dobrego z rządów Trumpa nie wyniknie dla świata, oceniają komentatorzy polityczni. Pozostańmy jednak przy sprawach dziejących się nad Wisłą. Nikt do końca nie wie, na czym tutaj polega charyzma Kaczyńskiego. Nie zasłużył się on dla ruchu opozycyjnego jak Wałęsa czy Piłsudski, nie jest naerotyzowany jak Putin czy kiedyś Mussolini, nie jest też wybitnym mówcą jak Hitler. De facto jest szarym nikim – lecz może to właśnie przyciąga do niego tłumy, gromady składające się z takich jak on zer, albo niewiele więcej niż zer. Postawcie na czele wielu zer jedynkę, a ujrzycie gigantyczną liczbę. Być może Kaczyński jest jedynką, która polskiej gromadzie ludzi bez właściwości poprawia nominał i samoocenę. Ci ludzie chętnie wierzą w główne marzenie Nadprezesa, to mianowicie o powrocie bezwzględnej suwerenności Polski. Wstaniemy z kolan, a jakże! Metafora „wstawania z kolan” jest głównym hasłem pisowców. Naturalnie trudno się podnosić z kolan, kiedy przeszkadzają potęgi w rodzaju Unii Europejskiej. Od Europy uzależniły nas poprzednie ekipy rządzące krajem, ze szczególnym uwzględnieniem liberałów premiera Donalda Tuska, dziś, bagatela, prezydenta Unii. Prezes Kaczyński osobiście nienawidzi Donalda. Oskarża go o różne nieprawdopodobieństwa, w tym o to, że zabił mu (wraz z Putinem) brata, wywołując katastrofę odrzutowca, którym Lech podążał w roku 2007 do Smoleńska. Żadne dowody na to nie istnieją, ale po co dowody, wystarczy przeświadczenie, mocna wiara i towarzyszące jej rytuały. Wiadome rytuały wokół sprawy smoleńskiej wytworzyły już całą „religię”, która wzmacnia nowy mit założycielski III RP. Wedle tego mitu nie Lech Wałęsa, lecz innych Lech, rzecz jasna Kaczyński, był protoplastą wolnej Polski. Wałęsa to przebrzydły agent SB, a Okrągły Stół, przy którym zasiadał w Magdalence, dogadując się jawnie z komuchami, to instrument zdrady narodowej… Mógłbym jeszcze długo ciągnąć te moje dywagacje polityczno-historyczne przeznaczone dla „księgi dziadka”, jednak lubię być zwięzły, a więc chyba postawię już tutaj kropkę. W roli ładnej puenty proponując słynny wierszyk śp. Wojciecha Młynarskiego pt. „Wina Tuska”.
Pociąg spóźnił się do Buska – wina Tuska.
Podupada kurort Ustka – wina Tuska.
Groch się jakoś marnie łuska – wina Tuska.
W Totku Ci nie wyszła szóstka – wina Tuska.
Zaszkodziła Ci kapustka – wina Tuska.
Cioci Zosi siadła trzustka – wina Tuska.
W szczerym polu uschła brzózka – wina Tuska.
W gardle Ci uwięzła kluska – wina Tuska.
Dyszel złamał sie u wózka – wina Tuska.
Waza stłukła się etruska – wina Tuska.
Zimny deszczyk w oczy pluska – wina Tuska.
Gorzkie łzy ociera chustka – wina Tuska.
Połamała nóżki kózka – wina Tuska.
Księdzu z głowy spadła piuska – wina Tuska.
Polska to kolonia ruska – wina Tuska.
Na stadionach rąbanina – Tuska wina.
Spytasz mnie publiko moja, a cóż to za paranoja?
To katechizm jest prześliczny sporej partii politycznej.
A dlaczego Panie święty ten mój wierszyk nie ma puenty?
W miejsce puenty mgła i pustka – wina Tuska.