nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Jan Drzeżdżon Rotardania

Anna Frajlich Pył [wiersze zebrane. tom 3]

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Artur Daniel Liskowacki Zimno

Grażyna Obrąpalska Poprawki

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Uta Przyboś Coraz

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

Karol Samsel Cairo declaration

Andrzej Wojciechowski Nędza do całowania

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

Dziennik kreteński, czyli Kolonia Karna Kreta (1)

2014-12-15 18:30

Zmuszony obowiązkami towarzyskimi, a przede wszystkim emocjonalnymi, udałem się na Kretę. Z ręką na sercu przyznaję, że niechętnie to zrobiłem. Miałem bowiem inne wakacyjne plany. Chciałem pracować nad kolejną powieścią, a w wolnych chwilach zamierzałem siedzieć po turecku na łączce w pobliskim parku miejskim, drapać się po nodze i wciągać nosem truciznę, zwaną przez niektórych powietrzem. Dziś jestem mądrzejszy, przeto ostrzegam innych: nie róbcie nigdy tak dalekosiężnych planów, albowiem człowiek może – ni z gruszki, ni z pietruszki – wylądować na Krecie.

Nie podróżowałem sam. Jak zazwyczaj, była ze mną Mok. Poprawniej powiedziawszy, to ja byłem z nią. Na dostawkę, na przyczepkę. Mnie na Kretę nie stać. Od lat stan mojego konta bankowego wykazuje, że jedyną fantazją, na jaką mogę sobie pozwolić, jest kiwanie palcem w bucie. To, jak powszechnie wiadomo, czynność darmowa. Jeśli nie liczyć ceny butów. Mok przeciwnie – ma sił ekonomicznych za dwóch. Mocna kobieta. A w dodatku piękniejsza od najpiękniejszego zachodu słońca. Taka mi się trafiła. I czego to więcej w życiu można chcieć!? Wyjaśnić jeszcze muszę, że Mok wcale nie nazywa się Mok. Po urodzeniu obdarzona została całkiem ładnym i powabnym imieniem ludzkim, nazywam ją jednak Mok, czyli Moją Obecną Kochanką, żeby jej się przypadkiem z miłości nie przewróciło w głowie; na co ona twierdzi, że jestem pokątnym seksistą. Z tym piętnem da się jednak żyć, uważam. Od seksizmu do pisarstwa droga niedaleka.

© Dariusz Muszer

►oficjalna strona internetowa autora