Dzień świętego Andrzeja słoneczny i z rana chłodny. Ostatnie śniadanie w towarzystwie księży i zakonników mieszkających w Instytucie Polskim przy via Cavallini. Krótka rozmowa z Adrzejem P., obiecuję mu swoje książki. Jego poszukiwania nieistniejącego listu Adama Mick. do papieża mają w sobie coś z chwytania się każdego głupstwa, by nadać w dojrzałej starości sens życiu. Spotkanie przelotne z Przem i padre Stasio. Nie chcę się im narzucać, bo każdy tu czymś zajęty.
+ + +
Ranny spacer w chłodzie i przy niemal pustych ulicach do fermata dell'autobus, żeby sprawdzić jutrzejsze połączenie z Fiumicino, skąd wylatuję do Warszawy. Dziewczyna i chłopak mimo dojmującego chłodu siedzą przy stolikach trattorii, mieszając cafe latte i capuccino. Mają nie więcej jak 15-16 lat i całe życie przed sobą. Milczą. Przez chwilę stoję tuż obok nich, rozglądam się po Piazza Cavour dla niepoznaki. Bardziej interesuje mnie melodia ich mowy, mimika towarzysząca każdemu słowu. Zmysłowość. Wydaje mi się, że stoję już zbyt długo, by nie budzić ich zdziwienia. Nie zwracają na mnie jednak uwagi, ale siebie też jakby nie widzieli. Każde skoncentrowane na swojej filiżance. Uparcie milczą, chociaż twarze mają pogodne. Słońce powoli rozświetla Piazza Cavour. Z rzadka przejedzie samochód lub autobus. Dziewczyna podnosi na mnie wzrok znak capuccino. Uśmiecha się. Każdy jej ruch jest powolny, leniwy. Wrzaskliwy dźwięk telefonu komórkowego tkwiącego w jej zmarzniętej dłoni nagle ożywia ją. Leniwość ulatuje z niej z prędkością dźwięku. Odchodzę.
Sabatto, 30 listopada 2013 (1)
© Maciej Wróblewski