Chata na podmurówce drewniana z dostosowaniem do agroturystyki: kibel i prysznic w środku. Światło i grzejnik. Na środku zainstalowano piecyk z wyciągniętą rurą na dach. Piecyk stalowy własnej roboty rakietę przypomina. Część palna raczej zwyczajna, rodzaj płaszcza, a potem wzwyż coś na kształt smukłości przebijającej stalowym kutasem drewniany dach. Tu tyle jest takiej drobnej ręcznej roboty, że mnie to zachwyca i śmieszy. Oszczędni, zaradni, zapobiegliwi i trochę skąpi. Ale jak o jedzenie chodzi, to nie ma co narzekać. Za dużo.
On pop, a ona żona popa. Opowiadają, mówią swoje historie o niedawnej śmierci suki. Trzy miesiące się męczyła, bo pop nie chciał uśpić. Potem jakieś antyżydowskie wątki, bajki o uboju rytualnym i bogactwie Żydów. Z tej ich codziennej opowieści od czasu do czasu dawne historie przebijają. Trochę bez ładu i składu, gubię się w plątaninie losów i rodzinnych historyjek. Viola chwyta wszystko w lot i wchodzi z seniorką rodu w zwarcie dialogowe. Seniorka rodu mówi, że 84 lata przeżyła tu, w Szumiłówce, choć wcześniej mieszkała trochę dalej, na Kolonii. Opowiada o biedzie tutaj, o budowaniu domu z mężem i sprawach zwyczajnych, o wyrywaniu ziemi lasom, o walce z dzikami o każdą marchew. O tym, jak z mężem wycinali las, żeby obsiać i żeby co do garnka było włożyć. Mówi, że tu nic nie upaństwowili po wojnie albo niewiele, bo tu ludzie od zawsze siedzieli. No i jak tu władzy ludowej chłopa, czyli rolnika przepędzać było? Nijak. A potem wspomina, łzawiąc, historię o zemście wilczycy.
© Maciej Wróblewski