Efekt Woroszylskiego? Nie jestem pewny, czy tak powinienem określić ten przypadek. Stał się on zresztą pretekstem do ożywionej dyskusji między mną a Maciejem Cisłą podczas promocji naszych zbiorów wierszy w Szczecinie 5 grudnia 2014. Towarzyszył nam Andrzej Skrendo, prowadzący ten wieczór w Salonie Alef. Wpierw zadziwiła mnie gorąca krytyczna reakcja Macieja na Pawlika Morozowa, wiersz z Więdnic, zaczynający się – owszem – od słów pozdrowienia chłopca-denuncjatora: „Bądź pozdrowiony, Pawliku”. „– Wolne żarty! – usiłuję wiernie sparafrazować tę replikę – Naprawdę nie czujesz, że grubo przesadziłeś? Że popełniłeś błąd? Pewnych rzeczy się nie robi, a Ty postawiłeś potwora między bogów, dalej – zwracasz się do niego jak do boga!”.
Właśnie wtedy pomyślałem o Woroszylskim i przywołałem go ze sobą na tę – myślę, że wcale nie prowizoryczną – wokandę Cisły. Przyznaję – nie jest to tylko jego wokanda, lecz – wszystkich ludzi „dobrej woli i czujnego serca”. Nie można toteż z uporem twierdzić, że to wokanda osobliwa, a zarzut do końca pozostawał dla mnie zasłonięty, nie do przewidzenia. Owszem, spodziewałem się go od chwili skreślenia pierwszej wersji tekstu. „– Chciałbym tylko przekonać się, jaki popełniłem błąd? – zapytałem Macieja, zresztą dopowiadając w myślach – skoro już uznajemy, że literatura i błąd jako wartość sama w sobie to zbiory rozłączne”. „– Czy to ten sam błąd, co Woroszylskiego, co...?” – zaschło mi w gardle, nazwiska umknęły, widocznie koszt odpowiedzi przerastał pamięć momentalną: nie chciałem zresztą Żółkiewskich, Stanuchów, Putramentów, ale kogoś mniej wieloznacznego. „Co Mandalian...” – pomógł Andrzej Skrendo. „– W rzeczy samej... – przytaknąłem – co Mandalian”.
© Karol Samsel