nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

NOTES, Nienawidzenie

2016-11-26 18:19

Karmię się nienawiścią do czytelnika. Kiedy usiłuję sobie ten posiłek, posiłek wielu rozmaicie przyrządzanych nienawiści wyobrażać, rozciągam przed sobą rzeczywistość jakby z ery Izajasza, scenerię quasi-starotestamentalną. Ja pośrodku niej, spożywam przedmiot o wydłużonym, zaostrzonym kształcie, za małym na szpikulec, przedmiot, co do którego chcę uwierzyć, że jest mieczem obosiecznym. Zjadam więc miecz obosieczny, a on, by ułożyć się we mnie, nieuchronnie powinien mnie rozciąć, spocznie albowiem dopiero w miejscach rozcięć, dopiero tam ucichnie, zdefiniuje może po raz pierwszy swoją krwawą spolegliwość. Ten, który mnie kocha, chyba chce mnie nienawidzącego, a prawdopodobne jest, że uważa za właściwe uczynić regularnym, alegorycznym wręcz trybem mojego życia, figurą każdej czynności mojej egzystencji – nienawidzenie. Czy jako altruista, czy jako młody autorytet, czy jako odwrócony narcyz, czy jako pracoholik – jestem kimś, kogo należałoby nazwać poetycko: obsesjonatem, obsesjonatem, nie posesjonatem – nienawidzenia.

To forma tyranizmu. Nie, skłamałem – to ziarno samej formy tyranizmu. Wektor tyrana można przebiegunować, tak jak można odpowiednio wcześnie zwrócić statek w przeciwnym od raf, lodowców, skał – kierunku. Literatura (nie wiem, czym sobie na to zasłużyłem) przychodzi zawsze do mnie pod postacią anioła, tego, który zdejmuje Piotrowi-Apostołowi kajdany w więzieniu, cudownie go oswobadza, wypuszcza na uliczki miasta. Hormon tworzenia, hormon literacki, który – wypełniony i dopełniany adrenaliną – jest hormonem gniewu, zmniejsza się, kurczy, aż w końcu całkowicie zanika. Cudownym pod każdym względem sposobem umiera człowiek, umiera w ikonie, zasypia zabezpieczony przed upadkiem ramami świętego obrazu, który się o niego upomniał. Obrazu, który (okazuje się) nie zapomniał, że chce być wizerunkiem. Kogo więc mam nienawidzić? Matkę bądź ojca? Pisarzy i pisarki, których ocaliłem? Zmarłych albo żywych? Polityków, duchownych? Zwierzęta? Proszę bardzo. Ale ich zabójcą przez to się nie stanę. Mogę im służyć z nienawiści, mogę stwarzać ich biografie – matki, ojca, pisarzy i pisarek, polityków, duchownych, zwierząt – ale nie pociągnie to za sobą ich skrzywdzenia. Służba w nienawiści jest także formą altruizmu. Kocham i nienawidzę, ale w noc mojej nienawiści ci, którym nie jestem obojętny, mogą w końcu odpocząć. Po wyczerpującym dniu nieustającej uwagi, niekończącym się, upalnym albo też deszczowym dniu mojej miłości. Tak powiedziałby tyran. Tak samo przemawia pisarz. Język inżynierii raz po raz występującej z brzegów.

© Karol Samsel