Całe życie mierzyłem się z lękami o tzw. wielkie formy – mówiąc dokładniej: z lękami o ich utratę na skutek pochopnych decyzji twórczych, „wzniecanych” (tak, myślę, że to dobre słowo) bez dostatecznej refleksji. Uważałem, że wielkie formy się nie obronią, że są tak eterycznym, że nieomal umownym – dowodem wyrzeczeń twórcy. Staram się odpowiednio dobierać słowa: kolosalność (tak – kolosalność, już nie wielkość) jest wykwitem (tak – wykwitem, nie produktem ani nie emanacją) kruchości. Kolosalne: trzeba pielęgnować bardziej niż kruche, kolosalne bowiem – zawsze dużo bardziej niż kruche – będzie zmuszone bronić się kosztem samego siebie. Jeżeli chodzi zaś o wartości obiektywne, kolosalne ma zdecydowanie więcej niż kruche – do stracenia (tu tylko na pozór to, co do stracenia, nie było do zaoferowania, powinniśmy raczej powiedzieć: nie było gotowe, nie zostało jeszcze przygotowane do zaoferowania). Kruche (inaczej aniżeli kolosalne) nie jest w tym stopniu (co tamto) macierzą wartości uniwersalnych.
Wiele zmienia się w ostatnim czasie, ale i to jednak nie oznacza – że ustępuję czy ustępowałbym ze swoich pierwotnych, może i atawistycznych stanowisk. Krzyżuję ze sobą wielkie i małe formy, przelewam ogień w wodę, pracuję równocześnie nad drugą częścią Autodafe, jak i nad cyklami ekfraz – do obrazów Stanisława Skolimowskiego, najzdolniejszego ucznia Artura Nacht-Samborskiego dla Muzeum Kultury Kurpiowskiej w Ostrołęce oraz do fotografii Cmentarza Bródnowskiego w Warszawie wykonanych przez Krzysztofa Micha. Antagonizm tak czy inaczej – ten wielkich oraz małych form – jest stosem, nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Wszelako – stosem niezapalonym. W tym chyba rzecz i całe sedno troski o kolosalne: podchodzić bliżej, kiedy stosy gasną. Pilnie i umiejętnie studiować świat, aby wiedzieć, z której strony nadeszłaby iskra, od której stosy mogłyby się zająć. Powracać na końcu do siebie, fizycznie wręcz na skutek walki wyciągnięty – rozciągnięty – wydłużony – wybity – zwielokrotniony, a zarazem – wciąż niezauważony przez inkwizytorów. Trening na ruinach, nie uczta na ruinach. Dodam na marginesie: czujność treningu nie wyklucza filozoficzności percepcji, lecz już na progu – wymaga od niej samozachowawczej obroży. Wymaga obroży, podkreślam, nie – obrożami krępuje.