Rok temu zaczęłam tu pisać i przypomniało mi się wtedy „Miejsce początku” Ursuli Le Guin, gdzie życie kasjerów w supermarketach i wielu innych ludzi było nie do wytrzymania, uciekali więc od rzeczywistości.
Pisałam pierwsze słowa podczas nowiu i wydawało mi się, że ta ciemność wystarczy za mit założycielski tego bloga, ale po roku czuję, że dostałam od Ursuli coś więcej.
Woda jest pierwsza i najważniejsza, pisała. Tu też jest woda, pisanie na wodzie.
Panuje tam, a może i tutaj, zawsze półmrok, świt, zmierzch, nigdy jasny dzień i nigdy noc z gwiazdami na niebie. Ludzie miejsca opisywanego przez Ursulę coraz bardziej nie mogą stamtąd wyjść, czekają na przybyszów ze zwykłej jawy, którzy odnajdą ich i uwolnią.
W opowieści Ursuli więzi ich Lęk. Znane są przypadki paniki doprowadzające do śmierci tych, którzy próbują wkroczyć na jego terytorium, przejść przez krainę traw na górę zwaną Wielki Stopień. Okazuje się, że Lęk jest potworem, który mieszka w jednej z jaskiń tej góry, krąży zawsze w pobliżu i wyje z bólu.
Ci, którzy wyruszyli na pomoc uwięzionym, zobaczyli Lęk. Był biały, pomarszczony, dwukrotnie wyższy od człowieka. Wlókł swoje cielsko z wysiłkiem, a jednak z niesamowitą szybkością. Szeroko otwarta gardziel wydawała gwiżdżące wycie głodu i nieukojonego cierpienia.