Nie pytajcie mnie ile osób, które kochałam odeszło bo jest ich więcej niż myślicie. Trudno pogodzić się z ich stratą. Nie jest to jednak trudne do wytłumaczenia. Po prostu zawsze kochałam osoby dużo starsze ode mnie. W końcu kiedyś musiał nadejść ten moment gdy zaczną odchodzić. Zawsze wyobrażałam sobie ich - jak jeszcze żyli - że biorą się za ręce i tańczą wokół mnie. Teraz gdy ich nie ma wokół mnie jest pustka. Ale jest to pustka do wypełnienia. Niekiedy czuję jakbym swoim pisaniem zapełniała tę pustkę. Otwiera się dziwny prześwit na drugą stronę by uleczyć go słowami. Wychodzę naprzeciw wszystkiemu co niepokoi, co boli, co nie daje chwili wytchnienia. Czekam na słowa, które oswoją tę pustkę i nadadzą jej sens. To rodzaj długu, który muszę spłacić wobec tej pustki i tych, których już nie ma. Dług wdzięczności za to wszystko czym mnie obdarzyli. A obdarzali mnie wieloma darami. Jak choćby wiarą w siebie i w to co robię. Ich słowa kierowane do mnie, które powtarzałam w sobie w chwilach zwątpienia. „Kocham twoje wiersze”, „pragnę twoich wierszy”, „Tęsknię za twoimi wierszami”. Kto odgadnie kim byli ci którzy wypowiadali te poszczególne zdania i co mogły oznaczać? Niedawno próbowałam sobie przypomnieć, ale kto jest właścicielem owych zdań już nie pamiętam. Kobieta, mężczyzna, kobieta? Może gdyby nie było tej pustki nie powstałoby wiele moich wierszy. Poemat „Uniwersalny plan miasta” powstał na zderzeniu z tą pustką. Chciałam ją wypełnić i uchwycić jednym gestem to co było już przeszłością. Dziwnym odczuciem bywa przeszłość. Coś jakby się skończyło a jednak wciąż trwa powracając obrazami. Czujemy się wtedy jak w jakimś prywatnym muzeum spacerując kolejnymi salami wypełnionymi eksponatami naszej pamięci. Obrazy są ruchome, jakby ktoś wyświetlał krótkie filmy. Poemat jest taką retrospekcją obrazów, które dotyczą mojej przyjaźni z J.N. Muza mojej młodości. Mojej szalonej i nieposkromionej młodości. Pisząc ten poemat byłam już kimś innym. Ale wciąż pamiętałam siebie z wtedy by z dokładnością przytaczać tamten czas. Poemat zresztą pisał się sam, jakby ktoś mną kierował. Odtwarzałam w pamięci ważne i mniej ważne. Jakieś szczegóły. Jakieś drobiazgi. Wtedy nieistotne a nabierające znaczenia po latach. Nikt mi ciebie nie zastąpi. Nic nie będzie takie jak kiedyś. Po tych wszystkich odejściach pozostała mi pustka i pewien rodzaj bólu. Że jestem już gdzie indziej, że jestem już inna. Udajemy, że dalej żyjemy. Udajemy, że nadal rozumiemy co młodość do nas mówi. Nie pytajcie mnie, ile osób odeszło zanim zdążyłam im powiedzieć, że ich kocham. Tylko te wiersze wtedy i teraz. Jakbym życie chciała zastąpić poezją. Jakby wierszem można było zatrzymać czas. Tak, zatrzymać czas. Tak jak wtedy w Paryżu.
© Ewa Sonnenberg