REALITY
Rok 2003. Rok ujrzenia i wejrzenia. W siebie. W okoliczność zwaną ktoś obok, ktoś po przeciwnej stronie, ktoś w nas. Wymiana jest prosta. Ciało streszcza się w kilku liczbach i w paru literach. Mów mi: codzienność. Mów mi: nigdy. Mów mi: nikt. Przyjdę do ciebie jakby nigdy nic. Przyjdę do ciebie, przyniosę ci dzbany, w które historia nalała napój przeznaczenia. Czy będziesz wbrew sobie? Czy wbrew sobie przekreślisz w myślach to co ma być zapisane? Wbrew sobie? Może wobec. Może na przekór temu co czyni cię dla ludzi niezrozumiałą. Może za tą bezcielesną wiernością, za tym bezcielesnym oddaniem, za tym bezcielesnym przynależeniem do Innego ukrywa się dar zobaczenia prawdziwej Twarzy. Choćby mieli cię wyśmiać, choćby mieli cię ukamienować, choćby mieli cię zabić, choćby mieli cię odrzucić, choćby, choćby, ty na zawsze będziesz trwać przy tym jednym jedynym wizerunku Ognia, Zmiany, Ogromu. Wizerunek trwa w tobie na zawsze. Jest wszystkim co można w życiu otrzymać. Tajemnica Spotkania. Jak diament na śniegu. Jak wilk o północy. Słowa i czyny, są bezradne, bezwartościowe obnażają to co ludzkie. Stopniowalność zła, regeneracja dobrych chęci. Staranność upokorzenia. Niewymierność zdrady. Zachłanność zadawania bólu. Zdobywczość poniżania. Nasza walka? Nasza wojna? Na pierwszym zdjęciu jakie zdobyłam w ciężkich i ciemnych czasach komuny Bowie był w koszuli w paski. To zabawne. Też takie nosiłam. Bo wtedy nosiłam się jak chłopiec. Zły chłopiec z pretensjami do wszystkiego co przypominało mi parciany świat. Walka o zdobycie kolorowego pisma z plakatem danego wykonawcy zaczynała się o piątej rano. W każdą sobotę wstawałam o piątej by upolować kolorowe pismo z plakatem. Długo trwało zanim zdobyłam ten z Bowiem. Był rok 1984.
© Ewa Sonnenberg