Co czytamy? Powieści. Czasem opowiadania. Z rzadka poezję. Ale od XIX wieku, od czasów Zoli, Balzaka, Dickensa, Tołstoja, u nas Prusa, Orzeszkowej, Sienkiewicza, w literaturze - czy nam się to podoba, czy nie - króluje Powieść. Jej panowanie jest absolutne, by nie rzec - dyktatorskie. Rozumiemy ją jako dłuższą (kwestia umowna) opowieść, zwykle pisaną prozą, wielowątkową, z rozbudowaną listą bohaterów, o pewnej strukturze. Nie wyobrażamy sobie, by mogło być inaczej.
A przecież nie zawsze tak było. Starożytni Grecy doby klasycznej, hellenistycznej, republikańscy a i pryncypatowi Rzymianie czytali (lub słuchali) eposy, epyliony, dytyramby, epigramaty, elegie, ody... A więc, mocno upraszczając - wiersze. To, co dziś zwiemy powieścią, narodziło się na przełomie er i z początku było niezbyt poważną produkcją; bliższe było dzisiejszemu harlequinowi. Nie były zresztą te „powieści” traktowane zbyt poważnie, a intelektualne elity chyba ich nie czytały (diabli wiedzą, różnie bywa z tymi gustami elit). Nazywamy tę pierwotną powieść romansem antycznym i określenie „romans” dobrze oddaje treść i naturę tych pierwszych form prozatorskich. Pisali to Grecy, rdzenni, jak i małoazjatyccy, aleksandryjscy, potem także Rzymianie. Plot, jak to teraz zwiemy, był typowy. Oto są młodzi, on poznaje ją, Eros trafia ich swymi strzałami, biorą ślub, ale okrutny Los (Tyche) wkracza w ich życie. Jedna z wersji jest taka: świeżo poślubieni (małżeństwo jest jeszcze nieskonsumowane) płyną w podróż poślubną, jest burza, statek rozpada się, młodzi ratują się, ale na brzegu łapią ich handlarze niewolników. Wariant z atakiem korsarzy był równie popularny. On ucieka, ona trafia w ręce lokalnego władcy. On szuka ukochanej, przeżywając mnóstwo przygód, jest wielokrotnie acz bezskutecznie molestowany przez piękne damy, ona dzielnie opiera się awansom złego wielmoży i zachowuje dziewictwo. Koniec końców wszystko kończy się pomyślnie. Trafiają się dobrzy ludzie, Los odpuszcza i mamy klasyczny happy end.
Pierwszym bodaj romansem była zapewne Historia Chaireasza I Kaliroe niejakiego Charitona, potem pojawiły się Przygody Leukippe i Klejtofonta Achillesa Tatiosa z Aleksandrii, Dafnis i Chloe Longusa, Opowieści efeskie Ksenofonta z Efezu i zapewne najlepsza rzecz - Opowieść etiopska o Theagenesie i Chariklei Heliodora z Emesy. Można do antycznego romansu także zaliczyć słynne i wciąż czytane Metamorfozy albo Złotego Osła Apulejusza.
Nie ma w antycznym romansie tła historycznego, geograficznego. Postaci są umowne, choć gdzieniegdzie pojawiają osoby historyczne. Nie szukajmy więc w Opowieściach efeskich opisu starożytnego Efezu. Nie spodziewajmy się znaleźć podstawę psychologiczną działań bohaterów, ale czy w harlequinie tego właśnie szukamy?
Ale nie umniejszajmy dokonań pierwszych powieściopisarzy. Przecierali szlak. Byli odkrywcami, a takim zawsze należy się szacunek.
PS. Romanse były/są tłumaczone na język polski i są na ogół dostępne czytelnikowi. Polecam Opowieść etiopską Heliodora. Jest całkiem niezła i dość… gruba. Na deszczowe lato - dlaczego nie?
lipcowo, 2016 r.
© Ryszard Lenc