14.10.20 Łódź / Poznań
Na prawicowym portalu niezalezna.pl pojawiła się rozmowa online z Wojciechem Wenclem w cyklu Piotra Lisiewicza „Wywiad z chuliganem”. Program nagrany został w schronie hitlerowskiego gauleitera Arthura Greisera, brutalnego germanizatora Poznania, pana życia i śmierci Wielkopolan. Miejsce to znajduje się pod obecną siedzibą Radia Poznań.
O obecności na liście lektur szkolnych: – Można powiedzieć, że „wszedłem tam razem z bramą” [to kibicowskie określenie wejścia na teren wrogiego klubu] jak Arka Gdynia do europejskich pucharów. Akcja na to w mediach (TVN i „Gazeta Wyborcza”) była okrutna. Zapraszano Manuelę Gretkowską, było wystąpienie Rady Języka Polskiego, która wykryła w moich felietonach bardzo duże złoża nienawiści. Byłem z tego zadowolony, bo lubię takie konflikty, które pokazują coś istotnego w kulturze. Zdarzają mi się teksty złośliwe, ironiczne, ale taka jest tradycja felietonu.
O roczniku 1972: – Trudno mi się odnaleźć w kategoriach pokoleniowych, bo zawsze byłem outsiderem. Nie należałem do żadnego pokolenia, a całe moje doświadczenie polega na życiu w izolacji, w odosobnieniu. Chociaż z panem prezydentem Andrzejem Dudą [również rocznik 1972] świetnie mi się rozmawiało podczas wręczania nagrody „Zasłużony dla Polszczyzny”.
O wierszu „Do Jana Lechonia”, kończącym się słowami „a wiosną niechaj Polskę skrzydlatą zobaczę”: – Kiedyś napisałem felieton pt. „Polacy na skrzydłach wieszczów”. To upomnienie się o tradycję mitu polskości. Bo wszystkim epokom przed nami (nie licząc czerwonego PRL-u) nie wystarczały czyny polityczne czy militarne, to wszystko obudowywano mitem. Ten mit jest naszą siłą. Jest on silnie obecny w literaturze romantyzmu, twórczości Wyspiańskiego i znajduje kontynuację w poezji Lechonia, Wierzyńskiego. Dzisiaj jest moda na analizy rewizjonistów historii, którzy gardzą tym mitem. Ja marzę o takiej Polsce skrzydlatej, która będzie miała skąd czerpać siłę. Literatura i kultura romantyzmu, dwudziestolecia oraz emigracyjna są takim depozytem, po który można sięgać.
O nowej książce biograficznej „Wierzyński. Sens ponad klęską”: – To znowu jest „wejście z bramą”. Biografia Wierzyńskiego, najważniejszego poety emigracji niepodległościowej, była zapowiadana przez środowiska uniwersyteckie, bezskutecznie, od 1989 roku. Poeta ten łączył różne środowiska emigracyjne: „Wiadomości”, niezłomnych czy „Kultury” paryskiej. Towarzyszył i polskiemu żołnierzowi, i naszym nadziejom, wzlotom i upadkom. Był kronikarzem życia narodowego. „Czarny polonez” to najważniejszy tom dla opozycji politycznej w kraju. Wierzyński jest kluczowym polskim poetą. Trudno go tłumaczyć na języki obce, bo próbuje przekazać tajemnice polskiej duszy.
O sporcie: – Wierzyński był redaktorem naczelnym „Przeglądu Sportowego” i złotym medalistą olimpijskim w konkursie literackim (Amsterdam 1928). W piłsudczykowskim postrzeganiu świata sport odgrywał ważną rolę. Wierzyński pisał o tym wprost. Można to dostrzec także dzisiaj, gdy się patrzy na sportowców, na ich hart ducha, męstwo. To się przenosi na życie codzienne. To są ludzie, którzy cenią wysiłek woli, można nim zdobyć wszystko. Podobnie jest w sztuce, literaturze.
O Arce Gdynia: – Zaczynałem w roku 1982, gdy miałem dziesięć lat. Arka wtedy spadła z ekstraklasy. To źródło mitologii dla pewnego pokolenia arkowców. Na całe moje kibicowskie życie składa się dwieście meczów u siebie oraz dwadzieścia-trzydzieści wyjazdów. To była dawna druga i trzecia liga. Ten okres zbudował charakter Arki. Ciekawe – mit nie gardzi niższymi ligami. Gdy Arka awansowała do II ligi, miałem jakieś 16 lat, pamiętam jak wbiegliśmy do szatni, tę radość spoconych piłkarzy, bez koszulek, ściskających się z kibicami. To też element mitu. Nakładam go trochę na dzieje Polski. Gra w ekstraklasie w latach siedemdziesiątych to II RP i wybicie się na niepodległość. Później spadek i tułanie się po niższych ligach to PRL. Następnie awans w niejasnej atmosferze korupcyjnej to transformacja ustrojowa. I znów gramy w ekstraklasie i zdobywamy Puchar Polski.
O idei kibicowania: – Dla wielu chłopaków kibicowanie zastępuje realną walkę, to co jest w duszy prawie każdego młodego mężczyzny – głód walki rycerskiej, honorowej. Kibicowanie pełni rodzaj gry, która kanalizuje emocje. Kosmos piłki nożnej, kibolstwa jest budowany religijnie. Dla każdego prawdziwego kibica klub jest centrum świata. On nadaje sens innym klubom. Jest w tym też rodzaj pewnego pierwotnego ubóstwienia. Z punktu widzenia kibica Arki to ona rządzi w Trójmieście, nawet gdy przegrywa. Klub jest na wyłączność, on jest jedynie prawdziwy. Inne kluby to podróby. Mówię oczywiście z przymrużeniem oka. Kibicowanie Arce zbudowało mój charakter. Gdybym nie był jej kibicem, miałbym w sobie jakiś element oportunizmu. Na przykład gdy widzę karierowicza w literaturze, dajmy na to Szczepana Twardocha, człowieka bez żadnego kręgosłupa, to czuję – nie wobec niego, bo to sympatyczny chłopak – wobec tej postawy rodzaj obrzydzenia. Ja mu nie podaję ręki.
O świecie literackim III RP: – Byłem od razu outsiderem, człowiekiem, który budował własną tożsamość poprzez rodzinę, klub, pracę nad sobą, poznawanie historii, zbieranie książek. Wszystko co robiłem, było wbrew stadnym postawom i robiłem to dla siebie. Nigdy nie należałem (świadomie) do żadnego związku pisarskiego i odmówiłbym także dzisiaj, nawet gdybym dostał taką propozycję. To jest tak samo, jak nie będę nigdy działał w polityce. Ktoś kiedyś powiedział (bodajże Pilch): „Gdzie pisarzy dowozi się autobusami, tam zaczynają być niebezpieczni”. Ja dokładnie tak to odczuwam. Pisarz, a poeta to już w ogóle, jest do tego stopnia egotykiem, taką ma silną osobowość, że każdy z nich buduje wokół swojej twórczości różne kosmosy. Tam gdzie jest ich dwóch, to te kosmosy wchodzą w konflikt. Pojawiają się emocje, czasami nienawiści, zawiści. Ale często też konflikt wartości. Widziałem to na początku III RP, kiedy działano w imię zasady: nie chcesz z nami, to cię zniszczymy. Budowany był dwór „Wyborczej”, jakaś taka elita III RP, z tego wyrosły nagrody. Miałem taki moment, gdy byłem promowany przez Stefana Chwina, a i Czesław Miłosz przychylnie na mnie patrzył. Zarzucano mi wtedy, że publikuję w prawicowych mediach i „spiknąłem się z Rymkiewiczem”. Jeżeli ktoś mówi, że poeta musi być lirykiem i bujać w obłokach, a ja jestem upolityczniony, to mówi naiwnie, bo sam jest wykorzystywany przez cynicznych polityków oraz pisarzy, którzy są zaangażowani politycznie.
O obcowaniu z umarłymi poetami: – Rymkiewicz kiedyś powiedział, że jest jedno wielkie morze języka poetyckiego poza czasem. I trochę jest tak, że umarli poeci i żywi poeci funkcjonują równolegle. Nauczyłem się żyć, rozmawiać z poetami z przeszłych pokoleń – poprzez język poetycki. Jest tu jednak pewien kruczek, że mogę sobie ich trochę programować.
© Marek Czuku