21.11.19 Warszawa
Spotkanie poświęcone nowej „Historii literatury polskiej” prof. Anny Nasiłowskiej w Polskim PEN Clubie otwiera jego prezes, Adam Pomorski, podkreślając rangę tego dzieła, które obejmuje okres od średniowiecza po przełom 1989 roku. Autorka recenzji książki Nasiłowskiej, prof. Maria Delaperrière, zestawia ją z „Historią literatury polskiej” Czesława Miłosza, która jest jednak historią osobistą, adresowaną do czytelnika obcego, poszerzonym i pogłębionym skryptem z wykładów. Ostatnią tego rodzaju popularną syntezę napisał w latach 60. minionego wieku Julian Krzyżanowski, za układ odniesienia przyjmując literaturę dawną. Tymczasem Nasiłowska obrała perspektywę odwrotną, wyraźnie idąc od współczesności – na zasadzie: im dawniej, tym mniej (np. w baroku pominęła Naborowskiego), oraz im bliżej współczesności, tym dokładniej, głębiej, wkraczając nawet w kontekst.
AN: – Musiałam wszystko przeczytać od nowa. Czułam się, pisząc tę książkę, jakbym była ponownie wywołana do generalnego egzaminu przed doktoratem. Instytut Badań Literackich ogłosił konkurs na taką syntezę, docelowo przenaczoną na rynek anglosaski. Zgłosiłam się tylko ja. Pomyślałam, że jest logika w mojej działalności naukowej. Promotor mojej pracy doktorskiej („Poezja opisowa Stanisława Trembeckiego”), prof. Ryszard Przybylski, powiedział: „Ja z ciebie zrobię historyka literatury”. Mówi się teraz, że historia literatury jest niemożliwa, bo dekonstrukcja itd. Ale nadal są potrzeby edukacyjne, więc w PWN wymyślono serię Małej Historii Literatury Polskiej, w której ukazały się dwie moje książki: „Trzydziestolecie” oraz „Literatura okresu przejściowego”. W międzyczasie napisałam szkolny podręcznik, który szybko wypadł z obiegu z powodu reformy systemu oświaty.
AP: – Czy naruszasz tradycję w swojej syntezie?
AN: – Wielokrotnie! Przede wszystkim narusza ją język książki. Ponieważ jest przeznaczona do tłumaczenia na angielski, napisana jest prosto. Nie wychodzę od metodologii, bo przeżyłam już wiele metodologii. Ktoś mi powiedział, że napisał to człowiek, a nie profesor. Naruszeniem tradycji jest pozycja Kraszewskiego. Ja w cezury się nie bawię (określane przez podejścia synchroniczne i diachroniczne). Twórczość autora „Starej baśni” obejmuje czas przypisany dwu epokom: romantyzmowi i pozytywizmowi. Tymczasem rysuje się ona jako spójna realizacja kilku zamierzeń. Kraszewski ma rangę europejską: za romantyzmu był brawurowy, a dla pozytywistów był za stary. Więc ani to, ani to.
I tak toczy się ta przyjemna i pożyteczna rozmowa o literaturze. Głosy z sali podkreślają niesamowitą intuicję historyczną Anny Nasiłowskiej, mimo że zrezygnowała w swoim dziele z takich martwych „piguł”, jak zarys tła epoki. Nie cezury ani tła epok czynią bowiem historię literatury, ale dzieła i biografie. Ważne są również – jak zaznacza AN – przekonania piszącego. Pojawia się tu pytanie: jak pisać po polsku? Mieliśmy ogromne szczęście, że nasza tożsamość kulturowa została ukształtowana w okresie renesansu i że mieliśmy Kochanowskiego, którego dojrzałość językowa stanowi nasz kapitał. Typowo polskim wynalazkiem jest gawęda szlachecka.
AN: – Autor syntezy nie dokonuje własnych odkryć, jedynie hierarchizuje cudze (stąd np. listy Sobieskiego wprowadzone przez Boya). Bardzo mi pomogły pewne prace, którymi się wcześniej zajmowałam. Moim ulubionym historykiem literatury jest Wacław Borowy, który był niezwykle oczytany, nawet w drugorzędnej literaturze francuskiej. Kolejne pytanie dotyczy kulturowej historii literatury. Na ile literatura jidysz należy do naszej tradycji? Ja ją trochę uwzględniam, sygnałowo, np. wprowadzając bajkę Singera. Innym problemem jest, jak pisać o polskości: przez troskę i krytykę czy przez samozadowolenie? Jak to się dzieje, że postawa krytyczna (zaangażowanie) jest charakterystyczna dla polskej inteligencji? Pytanie to stawiano w XIX wieku i na początku dwudziestego.
– Podejście komparatystyczne pozwala mi dostrzec zachodzenie na siebie różnych kultur. Dużo mi dały cztery lata pracy nad literaturą oświecenia. „Historię literatury polskiej” pisałam bardzo intensywnie dwa i pół roku. To była bardzo ciężka praca, także od strony fizycznej – musiałam każdy tom wypożyczyć i przywieźć do domu metrem. Napisałam w tym czasie tom poetycki o jeżdżeniu metrem – w pośpiechu, pośród symulakrów, które multiplikują pozorną rzeczywistość...
To opus vitae (niewątpliwie) Anny Nasiłowskiej kończą ważne pytania o przyszłość: Przełom czy kontynuacja? Czy literatura polska przestała być inteligencka? Czy kultura polska jest romantyczna? Czy kultura polska jest jeszcze „literaturocentryczna”?
© Marek Czuku