3.05.21 Łódź / Sopot
Piotr Wiktor Lorkowski zaprosił mnie do swojego podcastu o poezji „Nadmorze”. To ciekawa forma promocji, gdzie znany krytyk, tłumacz i poeta z Sopotu prezentuje od kilku lat poetów oraz ich wiersze (ostatnio gościli u niego Dorota Koman i Łukasz Jarosz).
Rozmawiamy zatem o czasach mojego debiutu, czyli latach osiemdziesiątych, o „niebieskim” numerze „Literatury na Świecie” (1986) i modzie na szkołę nowojorską. Potem skupiamy się na akcentach autotematycznych w wierszach oraz na poezji „z Bożej łaski”, która zwyczajnie spływa z góry. Przywołuję więc przykłady Gałczyńskiego i Tuwima z ich łatwością pisania, przeciwstawiając im „rzemieślnika słowa” – Przybosia. Piotr pyta mnie o to, jak godzę pisanie wierszy zaangażowanych w rzeczywistość (zwłaszcza o popularny i prowokacyjnie ironiczny utwór „Róbta, co chceta”, którego – muszę przyznać – niezbyt lubię) z bardzo intymnymi lirykami z ostatnich tomów: „Igły i szpilki” oraz „Stany zjednoczone”.
Cały czas podkreślam, że nie jestem zwolennikiem ścisłych norm kodyfikujących poetyckie pisanie, bo literatura jest sportem indywidualnym i każdy z nas pisze na własny rachunek, zadziwiając się stale tym, co przynosi kolejny dzień. Na prośbę Piotra czytam też kilka wierszy, które urozmaicają pięćdziesiąty piąty odcinek „Nadmorza”.
© Marek Czuku