18.02.20 Łódź
„Łódź to miasto wyjątkowe – (...) w końcu bardzo rzadko się zdarza, by kilkusetosobowa mieścina rozrosła się w półmilionową metropolię na przestrzeni zaledwie jednego stulecia” – napisał we „Wprowadzeniu” do swojej nowej książki młody łódzki historyk, Marcin Jakub Szymański. Na monografię „Łódź na wodach dziejów. Biografia miasta” czekaliśmy, my łodzianie, wiele lat. Wprawdzie ukazało się do tej pory sporo książek o naszym mieście, ale dotyczyły jedynie fragmentów jego historii. Za komuny historycy próbowali wydać trzytomową edycję „Łódź. Dzieje miasta” pod patronatem Urzędu Miasta i Uniwersytetu Łódzkiego. Zaczęło się to w 1980 roku i od razu skończyło na pierwszej części, obejmującej okres do zakończenia I wojny światowej. Czasów międzywojennych i Polski Ludowej nie dało się już opisać bez ingerencji cenzury i zgodnie z ówczesną poprawnością polityczną. Wszyscy zdawali sobie wtedy sprawę, że efekt byłby niestrawny – i dla czytelników, i dla nauki.
No i doczekaliśmy się. Recenzent książki Szymańskiego, profesor Przemysław Waingertner, podkreśla, że autor snuje opowieść „niezwykle barwną, a przy tym przystępną, niestroniącą od anegdoty, brzemienną w treści, a przecież lekką w formie”. Marcin Szymański promował swoje dzieło w kilku miejscach. Dzisiejsze spotkanie odbywa się w Wojewódzkiej Bibliotece im. Piłsudskiego. Prowadzący je wicedyrektor placówki, Piotr Bierczyński, przeprasza, że trwać będzie ono jedynie godzinę, bowiem autor lada dzień ma zostać ojcem i w związku z tym musi wracać wcześniej do domu. Dorobek naukowy MJS jest już znaczny. W roku 2010 ukończył studia historyczne na Uniwersytecie Łódzkim, po pięciu latach zrobił doktorat i pracuje teraz jako adiunkt w Katedrze Historii Polski Najnowszej. Wydał dotychczas wiele książek, m.in. o dziejach piwowarstwa, fabrykantów, łódzkiej elektrowni i gazowni oraz dzielnicy Bałuty.
– Napisanie takiej książki było trudne – mówi Szymański. – To było duże wyzwanie. Dojrzewałem do niej od początku studiów. Podejście miałem hobbystyczne. Praca nad nią trwała rok. Jest to na pewno mój subiektywny ogląd historii Łodzi. Interesowały mnie głównie: wygląd miasta, społeczeństwo oraz dalszy rozwój. Wielu łodzian nie zdaje sobie sprawy z tego, dlaczego miasto wygląda tak, jak wygląda. Musiałem dokonać sporej selekcji i „wyrwać” z historii miasta to, co najważniejsze.
PB: – Książka składa się z siedmiu rozdziałów. Interesuje mnie okres II Rzeczpospolitej oraz rola pierwszego prezydenta Łodzi, Aleksego Rżewskiego. Ocenił pan te czasy na trójkę z plusem...
MJS: – A nawet z minusem. Nie jestem miłośnikiem rządów II RP. Uważam, że historię należy pisać zgodnie z prawdą, a nie na kolanach. Np. miejska elektrownia przynosiła straty. Wynikało to z nieudolności albo niekompetencji kierownictwa. Co do prezydenta Rżewskiego, to Łodzią rządziły na przemian PPS i endecja, ale miasto było źle zarządzane. I mimo że Aleksy Rżewski (PPS) był patriotą, to nie miał odpowiednich kompetencji do rządzenia. Nie ze wszystkimi historykami się zgadzam na ten temat.
PB: – O jakich wyjątkowych wydarzeniach z okresu II wojny światowej warto wspomnieć?
MJS: – To co się znalazło w książce, to nie tylko efekt lektur, ale również moich badań. Mało znana jest działalność w czasie wojny Komitetu Obywatelskiego w Łodzi. Był to sprawdzian na wielokulturowość miasta. W Komitecie zasiadali Polacy i Niemcy (bez Żydów, bo nie było im wolno). Występowali oni ponad podziałami do bezdusznego aparatu okupanta w interesie swojego miasta. I czasem udawało się im coś uzyskać dla będących w ciężkiej sytuacji mieszkańców.
PB pyta teraz o wybitnego fotografa okresu międzywojennego, Wiktora Jekimenkę.
MJS: – Pozostawił on wiele kapitalnych zdjęć, pokazujących elektrownię, ulice Łodzi, wystawy sklepowe itd. Opracowuje to teraz kadra naukowa Akademii Sztuk Pięknych. Przygotowywana jest też wystawa fotografii Łodzi z lat sześćdziesiątych.
Kolejne pytanie dotyczy wysadzenia tuż po wojnie pomnika wdzięczności Armii Czerwonej w Parku Poniatowskiego.
MJS: – Zawsze było dla mnie dziwne, że w miejskim parku powstał cmentarz i to radzieckich żołnierzy. Mało jest informacji na ten temat. Obok postawiono pomnik wdzięczności, który został w 1945 roku wysadzony przez kanapową organizację niepodległościową. Dla władz to był szok. Pozostało dużo zdjęć z wystawienia tego monumentu. Ciekawą postacią z tamtych czasów jest prezydent Kazimierz Mijal. W latach sześćdziesiątych wyjechał nielegalnie do Albanii, ponieważ według niego w Polsce nie było prawdziwego komunizmu.
PB: – Mało poświęcił pan miejsca czasom pierwszej „Solidarności”, więcej jest o okresie PRL.
MJS: – Na temat okresu solidarnościowego są już opracowania historyczne. Chciałem trochę więcej opowiedzieć o zakładach przemysłowych i rozprawić się z mitem, że były źle zarządzane. W latach siedemdziesiątych ruszyło wiele inwestycji. Rozwinęły się nowoczesne zakłady „Mera-Poltik”, Zakłady Radiowe „Fonica”. Potem, w latach osiemdziesiątych zostaliśmy odcięci od nowych technologii. Ciekawe są kwestie urbanistyczne. Powstające nowe dzielnice rozwiązywały problem mieszkaniowy. Historia polityczna tych czasów jest dobrze opisana, mnie natomiast interesowały nieco inne kwestie.
Ktoś z sali prosi o więcej informacji na temat łódzkich zakładów i ich upadku w okresie transformacji ustrojowej.
MJS: – Zakłady „Mera-Poltik” czy „Fonikę” można było w latach dziewięćdziesiątych uratować, ale jeszcze jest za wcześnie, by o tym pisać. Raporty NIK na temat prywatyzacji w tamtych czasach są jednoznaczne. Fala prywatyzacji i reprywatyzacji wynikała z tego, że u zarania PRL przeprowadzono nacjonalizację niezgodnie z prawem. Generalnie w pierwszym okresie PRL było złe zarządzanie, przedsiębiorstwami kierowali przypadkowi ludzie i były one nierentowne. Wielkim problemem było rozkradanie wytwarzanych towarów przez pracowników, np. w zakładach włókienniczych skala tego zjawiska wynosiła od kilkunastu do kilkudziesięciu procent. Władze sobie z tym nie radziły.
– Moje spojrzenie na historię jest dość krytyczne. Pisałem o tym, co było dobre, ale nie ukrywałem mankamentów. Władze Łodzi w XIX wieku były niesamodzielne, nie miały budżetu, bo podlegały rosyjskiemu zaborcy. Samorządowcy wywodzący się z PPS byli na ogół gorzej przygotowani do rządzenia niż z innych opcji. W pisaniu książki inspirowała mnie trochę „Biografia Londynu”.
Pytania stają się coraz bardziej szczegółowe i dotyczą rozmaitych okoliczności związanych z historią miasta. Spotkanie cieszy się dużym zainteresowaniem publiczności. Marcin Szymański okazuje się historykiem kompetentnym, rzetelnym, o szerokiej wiedzy. Podkreśla trzy ważne według niego aspekty dziejów Łodzi:
1) uwarunkowany historycznie układ urbanistyczny północ – południe,
2) Łódź w latach czterdziestych XX wieku jako nieformalna stolica Polski,
3) wielokulturowość miasta jako mit.
Wydawca biografii Łodzi, Piotr Trybuchowski, wyjaśnia pomysł na to przedsięwzięcie:
– Po prostu jeszcze takiej książki nie było. Inne miasta mają swoje biografie, a nasze nie miało takiego całościowego ujęcia. Chcieliśmy też pokazać łodzianom i Polakom wyjątkowość Łodzi, bo tu miało swój początek wiele ważnych wydarzeń. Planujemy jeszcze wydać tę książkę w tłumaczeniu na języki obce. Od kilku lat pracuję w księgarni Ossolineum i często jestem pytany o takie wydawnictwo. Marcin rozprawił się z kilkoma mitami, m.in. o pięknym współżyciu ze sobą czterech kultur. Bo tak nie było. Łódź nie jest czarno-biała. Autor nie stworzył lukrowanego, cukierkowego obrazu, tylko napisał prawdę.
© Marek Czuku