26.11.20 Łódź / Szczecin / Warszawa
Dziś kolejny „Szczeciński Przegląd Literacki FORMA”, a jednocześnie „Czwartek Literacki 13 Muz” w wersji online. Gościem jest poetka, malarka i projektantka wnętrz, Uta Przyboś, autorka wydanego przez FORMĘ tomu poetyckiego „Wielostronna”, a przepytuje ją Damian Romaniak.
Autor posłowia, Piotr Michałowski, napisał, że UP nawiązuje do idei swojego Ojca, Juliana Przybosia, nazwanej „zamachem na wszystkość”: – Wiersze zaczęłam pisać późno, bo w 2004 roku, chyba dlatego że nie chciałam się mierzyć z poezją Ojca ani do niej odnosić. Długo jej nie czytałam, początkowo jedynie wyrywkowo. Jednak przyszło na mnie przeznaczenie, bo skoro nazywam się Uta, to muszę pisać wiersze. Muszę też być do Taty podobna, nie tylko genetycznie, bo się wychowywałam w jego domu.
O poezji: – Poezja jest mierzeniem się słowem ze światem. Literatura usiłuje nazwać to, czego nie można wyrazić słowami. Jeżeli coś, co przeczułam, doświadczyłam, zrozumiałam, zapiszę w słowach, zdaniach, to ono staje się na troszeczkę w nich zamknięte, złapane. Zawsze człowiek chce zrozumieć, po co jest na tym świecie. I poezja jest takim narzędziem, dzięki któremu można to badać.
Jeden z wierszy UP jest zatytułowany „Gwoździe i śruby”. Nawiązuje tym samym do debiutanckiego tomu Juliana Przybosia z 1925 roku pt. „Śruby”: – Tata uważał pierwsze swoje trzy tomiki za mniej wartościowe. Ale miały one duże znaczenie w historii literatury, bo stworzyły nowy jej rozdział jako awangarda krakowska. Potem było już inaczej, bo człowiek się rozwija.
O zabawach językowych, pokrewieństwie z Białoszewskim, swobodzie wypowiedzi: – Lubiłam czytać Białoszewskiego. Każdy poeta pracuje w języku, a słowa są materiałem, w którym się rzeźbi i z nich konstruuje wypowiedź. W prozie pisze się pełnymi zdaniami i szeroko próbuje się objąć to, co się chce przekazać. Ale dużo więcej można wyrazić w dwóch, trzech zdaniach. Każdy pisze inaczej. Jedynie to jest ciekawe, bo gdyby wszyscy pisali tak samo, to by było nudne. Czasami piszę wiersze krótsze, bliższe Białoszewskiemu, innym razem przechodzą w prozę poetycką. Forma odpowiada temu, co chcę powiedzieć. Treść wymusza taki a nie inny sposób wypowiedzi. Poezja jest przekazywaniem tego, czego nie da się przekazać. Poeta pisze właściwie dla samego siebie, bo wkłada w to całego siebie i konstruuje się w słowach. Ale zawsze odwołuje się do drugiego człowieka. Nie wszyscy przeżywają epifanie.
O wpływie nowych mediów na poezję (wiersz „Facebook”): – Jest to jeszcze jedna możliwość komunikowania. Teraz żyjemy tymi mediami. Jest to fantastyczna sprawa, bo możemy mieć kontakt z niesamowitą liczbą ludzi i dowiadywać się różnych rzeczy.
Czy wiersze to dzieci?: – Dla każdego poety trochę tak jest. Wiersz to jest coś takiego, co się urodziło, ale to jednak nie jest prawdziwe dziecko. Chyba łatwiej rodzi się wiersz niż dziecko.
O nawiązywaniu w wierszach do historii i o wojnie jako „narkotycznym odurzeniu”: – Każda wojna taka jest. A podczas II wojny światowej rzeczywiście Niemcy stosowali amfetaminę, potem Anglicy pod Tobrukiem. No więc jedni i drudzy byli po prostu naćpani. Natomiast Rosjanie stosowali raczej wódkę. Każda wojna jest wytworem jakichś strasznych ludzi, którzy manipulują innymi i ich narkotyzują.
O apokalipsie: – Jest ona już opisana, a jaka będzie – nie wiadomo. To mogą być metafory. Nie wyobrażam sobie – tak generalnie – apokalipsy. To koniec i jednocześnie narodzenie nowego świata. Więc w sumie jest pozytywna. Ja w ogóle myślę pozytywnie, nawet o apokalipsie. Może ona się ciągnąć – może już jesteśmy w trakcie apokalipsy.
O „tajemniczych oczach świata” i nieustannej inwigilacji: – Obserwują nas nie tylko ludzie, ale i zwierzęta. Ludzkie oczy stają się coraz bardziej nieludzkie, bo mogą to być oczy kamery. Jest to gdzieś zapisywane cyfrowo. Jesteśmy zobaczeni, dostrzeżeni.
O cyklu wierszy o wyprawie do Ziemi Świętej. Dlaczego „wszyscy stoimy pod Ścianą Płaczu”?: – Jerozolima zrobiła na mnie niezwykłe wrażenie. Pustynia z kamieniami to coś niesamowitego. To przedziwne miejsce, które wszystkich fascynuje. Wcześniej przeżyłam coś podobnego w Rzymie, gdy odczułam przeszłość każdym włóknem w swoim ciele. W Jerozolimie jest wielkie natężenie ducha. A dlaczego „stoimy pod Ścianą Płaczu”? Bo jeszcze tam stoimy i mam nadzieję, że kiedyś przejdziemy za tę Ścianę.
O przywoływaniu dawnej rzeczywistości, która jest jednocześnie fascynująca i okrutna (wiersz „Kreta”): – Nie jesteśmy w stanie – tak naprawdę – dotknąć przeszłości. Mamy tylko to, co pozostało: jakieś ruiny, obrazy. Właśnie sztuka jest taką rzeczą, która woła do nas z przeszłości.
O korespondencji między poezją a malarstwem i koncepcji, że poezja jest jak malarstwo: – Być może część poezji taka jest. Ale poezja jest zupełnie czym innym niż malarstwo. Część poezji (a właściwie literatury) jest opisowa, gdy wyobrażamy sobie wzrokowo, co opisuje autor. Natomiast w malarstwie jest jedna chwila zamknięta w kolorze, barwie. Malarstwo daje doznanie głębokiego piękna, które się również odczuwa patrząc na świat. Poezja nie jest w stanie wytworzyć w człowieku takiego wrażenia. Może dać rozszerzenie myśli i doznania pozawidzialne – przez skojarzenia, gdy myśli idą w różne strony.
O mistrzach oraz malarskich inspiracjach: – Nie chcę mieć mistrzów, bo każdy twórca jest sam sobie mistrzem. Są tacy, którzy osiągnęli to, że obraz staje się samym pięknem. I to w zupełnie różnych epokach, od wschodu po zachód. Na przykład Mondrian, Rothko, Vermeer, Rembrandt (najbardziej cenię „Żydowską narzeczoną” z piękną czerwienią), Tycjan, Manet, a jeszcze bardziej Monet. Jest ich wielu. Lubię patrzeć, jak artysta się rozwija tworząc sztukę i może to robić aż do śmierci.
Co to znaczy „pojąć rzeczywistość” i gdzie się kryje esencja istnienia (wiersz „Stworzenie”)? Kluczowe jest tu słowo „Jest”: – To jest także pozasłowne. Ale mam ochotę, może głupią, umieścić to w słowach, czego tak naprawdę nie da się zrobić. To jest porozumiewawcze mrugnięcie do drugiego człowieka, który być może też tego doznał. Choć poezję pisze się głównie dla siebie, dla uporządkowania świata, no to jednak jest też komunikacja z drugim człowiekiem, odnajdywanie go.
Co umarli mogą nam powiedzieć (wiersz „Nierozsądni”)?: – Już się tym zajął Mickiewicz w „Dziadach”. Trudno powiedzieć – oni mówią w tym, co stworzyli: w świecie sztuki, architektury, literatury. Czasami się czuje, że umarli istnieją, cały czas.
Czy mamy prawo wyprowadzać kogoś z błędu, gdy sami nie znamy ścieżki?: – Jak człowiek jest młody, to jest dużo pewniejszy swoich idei, pomysłów i chciałby wszystkich do nich przekonać. Z wiekiem okazuje się, że nie wszystko, co w młodości myśleliśmy, było słuszne. Więc nie należy wszystkich przekonywać, ale ze złem trzeba walczyć. Na ile w ogóle to można powiedzieć.
O znaczeniu daty urodzin: – Numerolodzy bardzo dokładnie to interpretują. Po prostu w tym momencie czasu dano nam istnieć. Dlatego nie przejmujmy się tym, że ktoś się starzeje, bo każdy istnieje w pewnym momencie czasu, a nie, że jeden jest starszy, a drugi młodszy.
O motywach zwierzęcych w wierszach UP. Czy nie jesteśmy dla zwierząt zbyt okrutni?: – Na pewno jesteśmy. Nie jestem ortodoksem. Wolałabym nie jeść zwierząt, ale musimy jeść życie, chociażby marchewkę. Kocham konie, jazdę konną, miałam ileś tam kotów. To na pewno nasi bracia mniejsi. Jestem przeciwko dręczeniu zwierząt, hodowlom przemysłowym. Ale tak czy inaczej jesteśmy istotami, które jedno życie przerabiają na inne w cyklu istnienia biologicznego na Ziemi.
O ironii i czarnym humorze: – Lubię je. Przez to przestaje być patetycznie, poważnie. Bo ludzie traktują to, co jest poważne – niepoważnie, a temu, co jest niepoważne – nadają troszkę zbyt wiele wagi. Czarny humor – jak najbardziej, a ironia – w szczególności.
Nad czym poetka i malarka teraz pracuje?: – Piszę, piszę. Wiersze rodzą się same. To fruwa gdzieś w powietrzu, w głowie. I to zapisuję. Z malarstwem jest zawsze trudniej, bo wymaga to poświęcenia większej ilości czasu. Teraz właśnie segreguję różne prace po Ojcu plus praca zarobkowa. Tak więc pandemia, zamknięcie – to mnie w ogóle nie dotyczy.
W tle rozmowy z Utą Przyboś jest cały czas postać sławnego Ojca. Warto więc podkreślić, że dla Juliana Przybosia najważniejszym słowem było „ty”. Ale w tym „ty” jest jednocześnie „ja” – dodaje córka.
© Marek Czuku