Ciekawi mnie, ale nie chcę sprawdzać. Z pewnością był tam epizod „zapudłowania”, bo kiedy znalazłem się w „pudle”, był z nami zamknięty student, roznosiciel ulotek, któremu groziło przerwanie studiów i zamknięcie możliwości jakiegokolwiek ich wznowienia.
Był to szczupły chłopak w okularach. Trochę przejęty tą swoją sytuacją bycia w pierdlu, ale zarazem zdeterminowany tym, co powinien. Cena, jaką płacił za to, co powinien, była – jak mi się wtedy zdawało – większa od tej, którą my, starsi dysydenci, płaciliśmy za bycie w radykalnej opozycji przeciw sprostytuowanemu rządowi i ustrojowi.
Pamiętam go tym wyraziściej, że razem czekaliśmy – po przesłuchaniach – na decyzję, co z nami zrobią. Choć było jasne, że „zapudłują” .
Tandetne kojarzenie ulotności Ariela z ulotkami (antypaństwowymi) dzisiaj może się wydać chwytem „literackim”. Wtedy wynikało z mojego szacunku i podziwu dla tego chłopca, ryzykującego swój los, swoją przyszłość dla tego, co uznał – jak i my – za dobro wspólne.
Pamiętam, że gdzieś tam był jakiś wiersz temu chłopcu poświęcony, ale gdzie?
Teraz, kiedy natknąłem się na te zeszyty, odczytuję już tylko to, co się w tamtym czasie utrwaliło, bez wiedzy o tym, czemu wmyślałem się w Prospera i co sprawiło, że rozdawca ulotek objawił mi się jako Ariel.
© Bogusław Kierc