Co da się wyczytać z księgi natury na temat jej autora? Otóż na przykład to, że nie ma on litości dla bohaterów rzeczonej księgi, skazując ich, to znaczy nas wszystkich, zapisanych w niej, niby zbrodniarzy, na obowiązkową śmierć. A przed finałem odbywa się pokaz mnóstwa dramatycznych fabuł, gdzie sąsiadują ze sobą subtelność oraz gwałt, rozkwit i gnicie, cud i bzdura fizjologii, harmonia i zgrzyt, geniusz, idiotyzm itd.
My zaś, autorzy ludzkich książek, wytykający stworzycielowi świata (czy stworzycielom) immoralizm i dezynwolturę, my chcielibyśmy nieraz bohaterom naszych własnych dzieł oszczędzić klęsk i perypetii, które są udziałem postaci kreowanych przez wyższe potęgi. Jednak co się dzieje, gdy istotnie przeprowadzamy taki zamiar? Wynikiem jest zawsze nuda, fałsz i klęska artystyczna. Z dzieł dobrotliwie uładzonych wyziera nieżyciowość, chciejstwo i ogólnie bujda na resorach.
Cóż więc mamy zrobić? Zapewne grzeszyć – jednak grzeszyć jak sami bogowie! I dopisywać się książkami kultury do wielkiej księgi natury... Dręczyć kreowane przez nas figury atrakcyjną odmianą losu, rozkoszą i upadkiem, śmiechem i przerażeniem, oczarowaniem, rozczarowaniami i tym podobnymi ambiwalencjami. (Ponieważ alternatywą jest właśnie nuda, klęska i fałsz, ględzenie dydaktyczne, banialuka, apologia, utopia, mowa-trawa).
© Maciej Cisło