Pewnego razu niedźwiedź leżał na rozjaśnionym słońcem wzgórzu i spał. W pobliżu przechodził lis i zauważył go.
– Co to, ucinasz sobie drzemkę, ojczulku? – zapytał, zaś w duchu pomyślał sobie: „Zaraz spłatam mu porządnego figla”.
I poszukał trzech leśnych myszy, które następnie położył na pniaku tuż przed nosem niedźwiedzia.
– Hu! Brunatny misiu, wstawaj! Za pniem drzewa leży strzelec Peer! – krzyknął niedźwiedziowi prosto w ucho i uciekł pędem do lasu.
Niedźwiedź zerwał się ze snu i gdy spostrzegł trzy myszy, tak się rozwścieklił, że podniósł łapę, aby je za jednym zamachem rozgnieść, gdyż myślał, że to właśnie one tak krzyczały mu do ucha. Jednakże między krzakami rosnącymi na brzegu lasu dostrzegł jeszcze rudą kitę, tak więc z miejsca puścił się w pogoń za lisem, a podszycie lasu tylko trzaskało pod nim.
W krótkim czasie znalazł się tuż za lisem i w mgnieniu oka złapał go za prawą tylną łapę, a stało się to dokładnie w tym momencie, gdy lis wskakiwał do swojej nory, położonej między korzeniami sosny. Tak więc lis siedział w potrzasku, ale taki całkiem bezradny wcale nie był.
– Puść korzeń, chwyć za łapę! – zawołał.I niedźwiedź puścił.
Lis śmiał się z niego do rozpuku, gdy już schował się głęboko w norze.
– Tym razem cię okpiłem, ojczulku! – krzyknął.
– Co się odwlecze, to nie uciecze – zamruczał wściekle niedźwiedź. – Jeszcze cię złapię, a wtedy inaczej sobie pogadamy!
© Dariusz Muszer
►oficjalna strona internetowa autora