7 września 2016, 4
Schodząc z Trzech Koron natykamy się na jedną z kilku tutejszych galerii prywatnych. Słowo to nie oddaje istoty rzeczy. Na płocie przybita deska GALERIA. WSTĘP WOLNY. Wchodzimy, bo Viola rozmiłowana w folklorze i sztuce ludowej. Okazuje się, że wita nas sam mistrz Stanisław Franciszek Czepiel z rodziny artystycznej, malarz, rzeźbiarz, poeta i lutnik w jednej osobie. Serdecznie zaprasza do swojej galerii rozmieszczonej w dwóch zagraconych pomieszczeniach. Wszędzie oleje, obrazy na szkle (te są żony jego, Marii Czepiel), tu i ówdzie rzeźby większe, ciężkie, ekspresyjne. Rozmowa idzie w stronę sztuki. Stanisław Czepiel swoje malowanie jak życie traktuje. Są, mówi, obrazy ładne i są obrazy brzydkie. Głównie widoki, krajobrazy, drzewa, rzeki, chaty, chmury i w ogóle jest w tych olejach Czepiela dużo powietrza, swobody, fantazji. Słoneczniki gdzieś rzucone w kąt sąsiadują z czerwoną wodą i jeszcze bardziej czerwonymi żaglami. Kapliczka. Zachód słońca i chata opatulona kożuchem ze śniegu. Między obrazami stoją jak malowane słoiki z marynowanymi rydzami. Może i bym zjadł?
Mistrz Czepiel niedowidzi, ale zna życie. Większość swoich rzeźb do muzeów pooddawał, bo inaczej ludzie pamiętać nie będę. Słusznie. Potem pokazuje swoje literackie produkcje, a to wiersze, a to opowieści niesamowite zasłyszane, a to pieśni. Pokazuje, zachęca i kiwa głową. Wychodzę na zewnątrz przyduszony sztuką jak życie, ni ładną, ni brzydką. Viola rozmawia z mistrzem, ja kontempluję ogrodowe malwy. Nieco z boku, tuż pod płotem sznur na pranie.
Na nim pożółkła pielucha i takiż ręcznik o nieokreślonej barwie. Pielucha jest tetrowa i ma ze 20 lat. Może więcej. Po kilku minutach Viola wychodzi, kłapiemy się do Krościenka. Trafiamy na bus, który za 4 złote zawiezie nas do Szczawnicy. Nie ma czasu na Krościenko, tylko łypię jednym okiem na ryneczek, który jest tłusty i pogodny.
© Maciej Wróblewski