Spotykani na ulicach Oslo mieszkańcy nie wydają się być szczególnie swobodni. Może wtedy gdy jadą rowerem do ulubionego klubu fitness. Dobrze ubrani i swobodni w zachowaniu, młodzi i starzy preferują ubiór sportowy, dający możliwość szybkiego przemieszczania się po mieście. Wśród tłumu wyróżniają się ubrani w jasne bądź granatowe garnitury młodzi mężczyźni. Z telefonem przy uchu dynamicznym, sprężystym krokiem przemieszczają się między jednym a drugim spotkaniem. Na ulicach Oslo niewielu jest niepełnosprawnych, żebrzących. Ci zazwyczaj gromadzą się przy głównych i ruchliwych traktach, przy wyjściu z dworca. Nie są nachalni czy agresywni, ale spokojnie, z nutą nordyckiej flegmy wyciągają jednorazowe kubki. Rzadko kiedy ląduje w nich więcej jak pięć, dziesięć koron.
Niemało mieszkańców Oslo to przybysze z innych stron świata, Dalekiego Wschodu, Europy Wschodniej, Afryki. Stanowią interesującą mieszankę społeczną, która asymiluje się lub próbuje się asymilować. Wykonują prace najprostsze: sprzątają ulice, dworce, pokoje hotelowe, obsługują taksówki. Rzadko natomiast zatrudniani się przy cięższych pracach fizycznych. Tu dominują Polacy, Ukraińcy, Białorusini, którym nie poszczęściło się w kraju lub poszukują dla siebie nowego, lepszego miejsca.
Viola i Justyna chłoną nowe obrazy, ciesząc swój wzrok i słuch melodią dostatniego Oslo. Staramy się przede wszystkim wędrować, ciesząc się każdą pogodną chwilą. W Norwegii sierpień zazwyczaj jest deszczowy i chłodny, a myśmy trafili na prawdziwie upalne lato, które wobec rodzimej kanikuły jest rześkie. Wieczorem rozmawiamy o ostatnim dniu spędzonym w Oslo. Postanawiamy powłóczyć się po nabrzeżu, o ile pozwoli na to pogoda.
© Maciej Wróblewski