Ja do Podlasia południowego już ciągnąłem, już ‘szłem’ z przeszłością nie swoją, ale dziadkową – Przestrzelski Jan, co na Czerwonych Bagnach bił się i był ‘ranion’, ‘urodzon’ w Mścichach, a pomarł w szpitalu w Aleksandrowie Kujawskim. Czyli na Kujawach. On Podlasiak patrzył ostatni raz nie na Biebrzę i Czerwone Bagna, ale na kujawskie niebo, na liche drzewo wbite od dziesiątków lat w piach, na jadącego rowerem po krzywym chodniku w Aleksandrowie Kujawskim. Napisał był przed śmiercią na karteluszku, bo mówić już nie mógł, nie chciał. Oto jest ten karteluszek przepisany słowo w słowo: „Wybaczcie ja narozrabiałem pielęgniarkom”. Jak ja ten jego karteluszek odcyfrowałem, przeczytałem na głos zebranym wokół jego łoża śmiertelnego, to zamieszanie się zrobiło, bo dziadek Przestrzelski Jan dobry był i sumienny, bo wojował na Czerwonych Bagnach pod komendą niejakiego Wiktora Konopki pseudonim „Grom”. Tak to się czasem człowiek na koniec odmienia i pokazuje na co go jeszcze stać.
Bokiem szerokim jak wieloryb mijamy Warszawę. Tniemy równo pod dachami jakimiś. Gęsto, dżdżysto. Śliskie objazdy. Dłuży się ta wielorybia droga i już teraz żałuję, że trzeba było nie „Jedynką”, nie „Dwójką”, ale jakimiś zakolami drogowymi, bocznymi, nęcącymi mazowieckimi rupieciami podmalowanymi funduszami europejskimi. Viola mówi, że odyseje nam teraz niepotrzebne, bo czasu szkoda. Jazda autostradowa jest chłodna i skalkulowana, nieludzka.
© Maciej Wróblewski