19 sierpnia piątek, 2
Najpierw trip wokół Supraśla od strony zachodniej, przez las. Maszerujemy osobno. Robi się ciepło. Wracamy przez miasto wspólnie z Violą Nowym Światem, gdzie dużo nieźle zachowanych drewnianych chat typu podlaskiego. Potem droga przechodzi w dróżkę wiodącą przez okoliczne bagienka i Supraślę. Zapach bagien rozgrzanych sierpniowym słońcem. Toniemy w zieleni. Z oddali błyszczą krzyże monasteru i dźga niebo komin kotłowni. Dwa znaki Supraśla.
Wyjście do muzeum drukarstwa, bo w Supraślu tradycje wyciskania książek trwają do XVII wieku. Tu druknęli po polsku pierwsze Przygody Guliwera. Dziewczyna rześko opowiada o drukarstwie w ogóle i tutejszym. Każda z maszyn sprawna i wzięta przez nią w obroty. Viola drukuje zakładkę do książek. Słucham o tych sprawach jednym uchem, wodząc po malowidłach na suficie. Alegoria przemijania jak najbardziej pasuje do sztuki drukarskiej. Za dużo i za szybko się zaczęła drukować od XIX wieku. Mówi się zazwyczaj o pozytywach druku i technicznego przyśpieszenia w XIX wieku, a nic nie mówi się o skutkach negatywnych. Zalew bibuły bezwartościowej jeszcze na przełomie poprzednich stuleci osłabił pozycję Poety i Litery. Już pierwsza połowa XIX wieku pełna jest literackich bohomazów i nadprodukcji, czego solennym przykładem Kraszewski. Sądzę, że to literacki szkodnik nie potrafiący właściwie ocenić wartości swych płodów umysłu i ręki. Nie miał na to czasu. Z tymi smutnymi myślami wracam do słuchania o unowocześnieniach w drukarstwie.
© Maciej Wróblewski