7 września, 3
Przy wsiach krążą sfory psów zdziczałych, głodnych. Ściana zieleni nie ma końca. Chciałbym tam wejść na chwilę, dotknąć ciała zielonego stwora i poczuć jego serce, wątrobę, jelito grube.
W końcu Новоспасское. Muzeum Michała Glinki działa od 35 lat zaledwie, a jest zaniedbane, po rosyjsku starożytne. Wchodzimy do przedsionka. Szatnia zupełnie pusta. D. kupuje dla nas bilety. Jeśli chcemy robić zdjęcia, to trzeba dodatkowo zapłacić 300 rubli. Trafia się nam rosyjska przewodniczka z wysoko ustawionym głosem. Nie lubię tego, dostaję mdłości. Przechodzi, ale idzie obok mnie taka niechęć do tej wersji rosyjskiego. Falsyfikat. Nasza przewodniczka wysoko wyśpiewuje życiorys Glinki, który ruszył w Europę dość szybko. Paryż, Berlin, Warszawa. Radość życia i kochania, zdrady, wmówione choroby przewodniczka Rosjanka opowiada z dziwacznym zaśpiewem. Zapewne nic z tego nie rozumie i ma w dupie Glinkę. Patrzę na szpary w ścianach krytych tapetą. Słońce na chwilę wychodzi i oświetla czterystuletnie dęby za oknem. D. i sympatyczna Rosjanka z przodu gawędzą. Drobny deszcz spada na ich niknącego w zieleni głowy i ramiona. Dostępnych jest 14 pomieszczeń z 37. Za nami człapie stara, cycata i dupiata Rosjanka, której zadanie polega na włączaniu w każdym z pomieszczeń płyty z nagraniami. Widzę, że każdy krok sprawia jej ból. Kołysze się w biodrach bardzo ciężko. Żyje i umiera jednocześnie.
© Maciej Wróblewski