4 września 2017, 4
Zachodzimy na dworzec. Wylewam zamówioną kawę. Ochlapany idę przepraszająco. Kelnerka uśmiechem usuwa plamę z mojej bluzy i spodni. Jakże tu miło siedzieć, czekać i gadać z D., który jest dyplomata. Planuje, rozgrywa partie, układa strategię gry, intensyfikuje kooperację między naszą uczelnią a smoleńską. D. ma zaledwie 3 dni na załatwienie mnóstwa spraw. Mnie czekają tylko wykłady. Słucham go i nie słucham, patrzę na pajęczyny na ścianach, wsłuchuję się w dochodzące mnie rosyjskie pogaduszki przy kawie. Czas się zbierać.
Wchodzimy na dworzec. Prześwietlająca kontrola bagażu. Pięknie i bezpiecznie. Idziemy w poszukiwaniu peronu siódmego. Peronowy stoi i macha do nas: Smoleńsk? Na siódmy. Pokazuje na przejście zawieszone ponad torami. Dygamy: D. ciężką walizę, ja pancerną torbę po schodach kruchych jak marcowy lód. Przed wejściem kontrola biletów, paszportów i naszych wszystkich spraw. Wsiadamy poszukująco naszych miejsc. D. dopytuje. Znajdujemy. Siadamy, a potem punktualnie nasz pociąg już tylko idzie. Gagarin, Viazma, Safonowo, Jarcewo. Za oknem idzie zieloność jak wojsko: gęsto, równo, odważnie. Blisko 340 wiorst.
© Maciej Wróblewski