Wracając w sobotę do Ostrołęki, na czwartym peronie w Tłuszczu szybko zauważam wiele śladów ludzkich wymiotów, w nich zaś przede wszystkim całe niestrawione cząstki wołowiny — z kebabów — pijani Polacy oraz pijane Polki najczęściej więc w dzisiejszych czasach wymiotują kebabami... „Pracując dla kraju, pracujemy dla siebie” — widzę niestarty napis z dawnych czasów komunizmu na jednym z budynków otwierających spore tereny ostrołęckiej stacji, na którą wjeżdżam niewiele przed dziesiątą rano. Chciałbym żyć w dość trudnych czasach dla metafizyków, jednak niebywale interesujących — jak mi się wydaje — myślę o poprawności metafizycznej, poprawności teologicznej i poprawności mistycznej, wszystkich tropionych z taką uwagą jak dzisiaj tropiona jest i parodiowana — poprawność polityczna, poprawność psychologiczna, poprawność terapeutyczna, będąca — niekiedy — obszarem dość tanich, nudnych i banalnych szyderstw w sitcomach, a także w komediach romantycznych. Myślę o erotycznym, ale i metaerotycznym i kontrerotycznym cudzie całej męskiej piersi — oczywiście, z ukoronowaniem sutka, ale i pociągnięciem — całym suknem kształtu. Męska pierś reprezentuje, moim zdaniem, sztukę oraz bezinteresowność, dlatego właśnie sutek mężczyzny jest prawdziwym centrum, symbolem, czy może bodźcem całego metafizycznego zainteresowania, jakim możemy — bezinteresownie — dysponować. Z tego właśnie powodu kocham męskie sutki, reprezentują to, co niewyrażalne oraz w pierwszym rzędzie — niezdobywalne, podczas gdy sutki żeńskie natychmiast kojarzą się z mlekiem, z ziemią, z wymieniem, ssaniem, głodem, dumą i upokorzeniem z powodu konieczności przeżycia — właśnie dlatego uważam, że to homoseksualiści tworzą największą, najbardziej bezinteresowną sztukę, i to homoseksualiści są w stanie stworzyć tzw. Księgę, jestem tutaj skłonny nawet zaryzykować stwierdzenie, że wszyscy prorocy oraz ewangeliści mający swój udział w tworzeniu Biblii — byli homoseksualistami. Także apokryfiści byli gejami, i to jest moje „Studium męskiego sutka” — z pewnością jest w tym coś heglowskiego, w większym stopniu heglowskiego niż kantowskiego, i to raczej „Wykłady z filozofii sutka”, niż — „Krytyka władzy męskiego sutka”. Nic dziwnego, że największą rozkosz modlitewną oraz religijną, największą, całkowicie pozaerotyczną, strzelistość (mimo powiązania z erotyzmem) daje kontemplacja sutków Chrystusa na krzyża, jednoczesna kontemplacja obydwu — dualizm pedagogiczny i dualizm mistagogiczny.
To katastrofa zatem, gdy Krystian Lupa orzeka w „Capri — wyspie uciekinierów”, że homoseksualizm jest przede wszystkim dziełem tworzenia nowego człowieka, realnego rewolucjonisty i przy pomocy homoseksualisty właśnie odchodzi w niepamięć poprzednia, faszystowska Era Ryb, którą Lupa identyfikuje z faszyzmem i nacjonalizmem PIS-u — nadchodzi zaś Era Wodnika. W rozdziale „Capri”, „Figliata” — przyglądamy się w tej sytuacji homoseksualnemu, pseudomisteryjnemu rytowi, który nieoczekiwanie przeradza się w Cud nowego Narodzenia Pańskiego: homoseksualista rodzi dziecko, które w połowie tułowia i miejscu nóg — posiada trzon męskiego penisa — w ten sposób Lupa daje wyraz, czy udziela wyrazu swemu przekonaniu o tym, że homoseksualizm jest awangardą metafizyczną oraz polityczną i światopoglądową całej Ery Wodnika. A więc faszystowska Era Ryb, a raczej faszystowska metafizyka Ryb z pojęciami honoru, etosem rycerskimi, technicznością czy warsztatowością, rzemiosłowością i kodeksowością oraz metafizyka Wodnika, którą — jak należałoby chyba powiedzieć najuczciwiej — totum pro parte i pars pro toto reprezentuje homoseksualizm w rycie rewolucyjno-inicjacyjnym, seksu jako wód bez tam, rozlewisk bez tam...
Pisać literaturę równie ostrą i równie moralną, a wręcz moralistyczną — jak mięso koźlęcia gotowane w mleku jego matki, w ten sposób właśnie pisać takie utwory, jak „Na ramionach olbrzymów” Umberto Eco: jestem olbrzymem, który wchodzi na ramiona karłów żyjących obok niego i piszących literaturę od okazji do okazji. Malaparte pisze o tym, że przestawia kości baranie pomieszane z ludzkimi w talerzu, by popisywać się przed swoim kolegami, że właśnie zjadł ludzką rękę z kuskusem (to wszystko w „Skórze”). Literatura musi pozostawać czymś więcej niż tzw. kisiel w renesansowym stylu, w przeciwnym razie — nie będzie odwieczna. Biegunka po niezjedzonej magdalence... Czy opowiadania to — kisiel literatury, czy magdalenka literatury? A co z całą biegunkowością dziennika, czy wręcz — biegunkowością procesów twórczych? Mówi o tym wszystkim u Lupy Monika Niemczyk grająca Księżną Piemontu. Czy Francja aby nie jest odmrożoną powieką Europy — łatwo odpadającą od reszty, pozostawiającą skrajnie otwarte i niedające się nigdy zamknąć oko? Chociaż możliwe, że to Europa, cała Europa, jest tutaj wspomnianą odmrożoną powieką — Ziemi — i gdy Europa odpadnie od reszty ziemskiej twarzy, oko Ziemi pozostanie otwarte całkowicie na wieki, Ziemia zapomni o całym swoim śnie, czy Europa nie staje się powoli odmrożoną powieką Ziemi? Historia o odmrożonej powiece, oczywiście, z Lupy oraz z Malapartego, wygłasza ją Julian Świeżewski w roli młodego Curzia.
W sytuacji trudnego i zaporowego kontaktu z synem Marka Słyka, gdy ważą się też dalsze losy samego „eleWatora”, bardzo trudna i bardzo nerwowa rozmowa z Małgorzatą Grabowską, której niezwykle żałuję — wyobrażam sobie, jak wiele ją kosztowała mediacja między „eleWatorem” a swoim siostrzeńcem... Jednak udaje się, do rana przygotowuję wszystkie opisy kolejnych planowanych numerów pisma: sens, kryzysy, Aragon, Dick, a z polskich numerów — oddzielne numery o Leszku Szarudze i Andrzeju Turczyńskim... Po głowie dudnią mi jeszcze cytaty z „Capri — wyspy uciekinierów”: „Gdyby Jezus Chrystus był kobietą, kobiety byłyby zaszczycone”, Julia Wyszyńska na ostatniej pijanej części bankietu Hansa Franka — „gdyby Jezus Chrystus był bokserem, już dawno by Pana znokautował” — „Jakim ciosem by Pana powalił?” — „Każdym. Pan ma słabą głowę”. Raz jeszcze — z tego samego rewelacyjnego kawałku „Capri” pt. „Reguły krykieta” — „Polska to kraj, który — nie zasługuje na szlachetność i litość” (Eliza Kącka powinna o tym pamiętać...). „Czy Pan projektował Casa Malaparte, czy go kupił?”. Świeżewski odpowiada: „Kupiłem” (dom jest ulokowany na zboczu połączonym z resztą wyspy wąską, kamienistą ścieżką), (po chwili Świeżewski): „Projektowałem krajobraz...”. Malaparte w Skórze przypomina „kolację w renesansowym stylu”, na której podano upieczonego trupa dziewczynki, wmawiając w tym miejscu przybyłym gościu, że to rzadki gatunek spotykanej w tych rejonach ryby, syreny. Odpowiedź Włochów do Amerykanów: „A czego tak właściwie oczekujecie? Chcecie być może, abyśmy podali Wam trupa Mussoliniego?”. „A czego tak właściwie oczekujecie? (do Polaków) Chcecie może, abyśmy podali Wam trupa Kąckiej? Trupa Samsela, ale w trupie Kąckiej? Nobla Samsela w Noblu Kąckiej? Trupa złej części w trupie dobrej części, czyli zwłoki malaparte w zwłokach buonaparte?”. I ostatni element powiązany ze sporą rozterką Lupy, jak widzę, na temat szacowania wagi chrystusocentryzmu? A może powinniśmy tu mówić o czymś mniejszym, może czymś mniejszym byłoby rozpoczęcie mówienia tylko o „jezusocentryzmie”: „Na tych polach bitew leżą zwłoki jakiegoś nowego Chrystusa”, „Po co nam Chrystus?” / „Po co nam nowy Chrystus?”, „Po co nam inny Chrystus?”. Tak samo moglibyśmy w kontekście Lupy powiedzieć jeszcze — „Na tych polach bitew leżą zwłoki jakiegoś innego homoseksualizmu?”, „Ale po co nam homoseksualizm?” / „Ale po co nam nowy homoseksualizm?” / „Po co nam inny homoseksualizm?”. W tym rzecz — jeżeli nie będziemy chcieli nowego czy innego Chrystusa, nie będziemy chcieli, czy też nawet nie będziemy mogli czy musieli upominać się o nowy czy inny homoseksualizm, bez Jezusa nowego homoseksualizmu — i powiedzmy że byłby to jednak homoseksualizm spod znaku Ryb... Lupa pisze również o przystosowanych do neapolitańskiego pejzażu — feminiello, chłopcach swoich matek, czy od swoich matek, spod swoich matek, ja z kolei uważam, że można ich porównywać do późnośredniowiecznych litterati, nazwałbym to trzecią „płcią na posyłki”, również „posyłki społeczne oraz metafizyczne” — literatury, religii oraz kultury... Szlachetne, pewnie niekiedy uduchowione, „pikolaki” i „metapikolaki” na usługach miast, może nie tylko — europejskich...? Czy polscy homoseksualiści grający u Lupy jako statyści podczas ostatnich dwóch rozdziałów „Capri — wyspy uciekinierów” to także ktoś w rodzaju „feminiello-litterati — of Poland”...? Polskie „metapikolaki” na usługach miast...? Słudzy na usługach... Usłudzy / Usługi — na sługach... „Usługa dwóch panów”, Carlo Goldoni...
© Karol Samsel