Fakt, że żyjemy w kręgu oraz na przecięciach wielu literatur, że każda z nich jest zbiorem rozmaicie nieskończonym, decyduje o tym, jak definiujemy bogactwo literatury, a jak jej ubóstwo. Rozmaitość - jak ująłem przed chwilą - rozmaitość nieskończoności tych zbiorów to najpewniejszy, naszym zdaniem, sposób na odnotowanie tego, jak literatura przeobraża się, przetapia w produkty literackie, w swoje literackie pochodne oraz pokrewne: w zjawisko rynku, w struktury czytelnicze, w krytykę literacką. Obserwujemy podnoszenie się fal, prądów, nurtów, sporów dialektycznych i stawianie szkół literackich – jednego nietrwałego gmachu za drugim: równie – jak zdaje nam się po czasie – efemerycznym. Przegrywają na równych prawach i hermetysta, i poeta prostych prawd; na równych prawach też wygrywają. Taka zdaje się natura tego wiecznego prądowiska, tej hazardowej wieży Babel, która w tym kształcie jest wieżą Babel piękna.
Niezależnie od miejsca, w którym pozostajemy – mamy poczucia tworzenia w Babel, a przynajmniej – tworzenia u stóp Babel. Rzadko dostrzegamy łudzące podobieństwo między bramami Babel a bramami Babilonu; między bablowską a babilońską koncepcją piękna. Jaka szkoda... Dostrzeżenie tej symetrii mogłoby być doskonałymi prolegomenami dla wszelkich przyszłych „szkół ostrożności”. W jakimś bowiem stopniu to z bablowsko-babilońskiej teorii piękna wyrastają nasze wizje literackiego bogactwa i ubóstwa. Chcemy literatury obfitej, wielojęzycznej, mozaikowej, kontradyktorycznej, w sposób barokowy wręcz tolerancyjnej i otwartej, godzącej żywioły, wyzwalającej – w końcu. Ale: wyzwalającej przez swoje bogactwo. Bogactwo pojęte przez nas w ten, nie inny sposób. Czy taką Babel, taki Babilon – można odrzucić, a przynajmniej tymczasowo – opuścić? Przyłapuję się czasem na myśleniu o literaturze upostaciowanej wyłącznie przez jedno dzieło – rozumiane specyficznie: jako jedno-egzemplarzowy Unikat. Choćby w czwartek – obserwując w podróży samochodem niewielką brzezinę na drodze z Mławy do Strzegowa – przechwyciłem wyobrażenie, wyobraziłem sobie Literaturę złożoną tylko z jednego Utworu Literackiego, literaturę ograniczoną do Iwaszkiewiczowskiej Brzeziny.
Wpierw zastrzeżenie: jest to swoista forma ultracenzury, ultracenzury dokonywanej co prawda z pozycji metafizyka, tym niemniej – pozostającej zabiegiem niedopuszczalnym z samych czysto etycznych względów: godzi w wolność słowa, jest demagogiczny, totalitarny, utopijny, infekujący etc. Zarazem – jako ćwiczenie myślowe – może rzeczoną wolność słowa powiększać. W jaki sposób myśl o świecie, w którym literaturą jest tylko jedno dzieło i jedno dzieło jest tylko literaturą (tu jest nim sugestywna mała forma, pisarska perła, Brzezina...) może być instruktywna na płaszczyźnie refleksji filozoficzno-literackiej? Czy tak radykalny redukcjonizm pozwalałby może weryfikować nasze dotychczasowe nawyki, nawyki przekonaniowe – w postrzeganiu – dajmy na to właśnie – bogactwa literatury, ubóstwa literatury? Królestwo-dzieł zastąpić królestwem-dzieła? To wydaje się w równym stopniu niemożliwe, co wyzwalające. Z politeizmu dzieł w monoteizm dzieła. A jednak to zarazem doskonałe ćwiczenie wizyjne: przekazujące inne sposoby widzenia piękna niż widzenie przez wystawność Babel. Jesteśmy poza Babel, poza zbiorem jej integralnych cech, nie w jej świetnym sercu. Przez – jakże to symboliczne słowo – moment... transcendujemy.
© Karol Samsel