Kiedy usiłuję wyjaśnić, że "Autodafe" jest stosem dla siebie i że stosy poetów to dzisiaj ostatnie słupy milowe międzyludzkiej solidarności, głęboko w to wierzę. Myślę o stosie w sposób organiczny i fizjologiczny. Płonąć, płonąć i jeszcze raz płonąć. To jakiś rodzaj kopernikańskiego samorozpoznania, prawda? Albo jeśli wolicie: skok Galileusza nad samym sobą? Cóż, jako artyści rodzimy się orfikami, jesteśmy orfikami niejako z płomienności natury i - tak mi się wydaje, wybaczcie - bardzo niewielu z nas uzmysławia sobie, że orfizm to jedynie kostium narcyzmu. Może i olśniewający, a może i łyskliwy, może to narcyzmu barwy godowe i barwy naraz ochronne (coś najpiękniejszego, co możemy spotkać na Ziemi), ale to - pora chyba mężnie to przyznać - narcyzm in variatio, narcyzm second handu.
Ludzie jednoczą się w świetle naszego ognia. Łamią się opłatkiem własnych zmysłów wyłącznie pod tym warunkiem, że oświetlimy je - zmysły - ogniem z pochodni naszych ciał. Ktoś zaprojektował ten orficki gen, ktoś go na glebie (ktoś go na glebinie!) poetyckiego egocentryzmu przenikliwie i migotliwie wyhodował. A stało się to z prostych powodów. Jesteśmy egocentrykami zgodnie z tym, jak zarzekał się o sobie Rousseau: "śmiem twierdzić (ach, jak on perzył się przed samym sobą), że nie jestem podobny do żadnego z istniejących". Tak - podejrzewam - w istocie jest. Egocentryzm jest naszym czarnoziemem. My jesteśmy czarnoziemem Ziemi pojętej jako wspólna duchowa planeta, czarnoziemem kosmosu pojętego jako kosmos duchów - właśnie przez wzgląd na nasz egocentryzm. Musimy więc być narcyzami i orfeuszami, musimy być złośliwi, utyskliwi, rozdrażnieni, składamy się do kałduństwa i do minoderii. Aby tym silniej płonął stos, do którego przywabimy ludzkie nocne motyle, ludzkie ćmy.
Te zaś w ogniu naszej lampy nie spłoną. To bowiem lampa, która pochłania samą siebie. Podoba mi się określenie Mickiewicza: "lampa światów". Czyż nie niepodrabialne? Muszę je kiedyś sobie przysposobić. Odgryźć tamtemu to określenie z ust i zbiec jak najdalej od niego - jak pies z przednią kością. Najprzedniejszą.
© Karol Samsel