Ostatni etap korekty Niemożliwości Piety przeprowadzam ze stacji naukowej PAN-u w Paryżu na rue Lauriston 74. Mieszkam niejako w obręczy dwóch ulic – rue Kleber oraz rue Poincaré, obręczy, którą skutecznie rozwiązuje dopiero Place du Trocadéro. Pokój szósty, w którym sypiam i pracuję, architekci wyróżnili dostępem do szerokiego balkonu, PAN-owscy najemcy kamienicy zaś – widokiem na plakat przedstawiający Witolda Gombrowicza (1969-2019). Droga do mojego pokoju prowadzi tuż obok sali konferencyjnej im. Tadeusza Kościuszki (ja sam o Oldze Tokarczuk i Josephie Conradzie będę mówić jutro piętro niżej, w zdecydowanie najokazalszej sali obiektu: Politechniki Świętokrzyskiej). Na ścianach w równych odstępach całego piętra rozmieszczono rysunki Antoniego Zaleskiego do fabuł Mickiewicza – rozpoznałem, tak mi się wydaje, wszystkie: Konrad Wallenrod, Pani Twardowska, Trzech Budrysów. Idealne miejsce na stypendium pisarskie, o którym marzę. Mało tego, doskonałe lokum dla literackiej kreacji, choćby i – świetne do wykorzystania w nieoczywistym syllepsis. Pierwsza marzycielska myśl: umieścić tutaj, czyli na rue Lauriston 74, epilog Niemożliwości Piety, szybko pierzchła. Skupiłem się z powrotem na samodyscyplinie. Uznałem, że najlepiej rytm paryskiej autodiscipline wyznaczy Głos Pana Lema. Sczytałem nad ranem drugi rozdział, poprzedziwszy Lemem korektę pomiędzy piątą a siódmą, pomiędzy siódmą a dziewiątą, czyli przed początkiem seminarium French Conrad Society, zamierzam ruszyć w miasto.
„Gombrowicz półwieczny” – powiadamia mnie, wraz z brzaskiem, napis widoczny z wysokości mojego balkonu. Kapitalny homonim (czy mógłbym napisać: fenomenalny?). Jak dobrze wiadomo, w polszczyźnie różnicujemy rzeczowniki „wiek” oraz „wieczność”, jednak nawet mimo to – trafiają one do wspólnego cudownego koryta prostolinijnego przymiotnika „wieczny”, znaczącego zarówno zdroworozsądkowego „wiekowego”, jak i szaleńczego „odwiecznego”. Dla mnie „Gombrowicz półwieczny” z okna balkonu na Lauriston 74 oznacza przede wszystkim „Gombrowicz półodwieczny”. A jak wytrawnie można by to wyrazić oraz „obsłużyć” po parysku – Gombrowicz demi éternel albo i jeszcze lepiej: Gombrowicz demi intemporel. A czemu by nie demi perpétuel, tak, jak gdyby był nie stabilnym pisarzem, ale ciekłym już spermatikoi odwiecznej substancji piszącej, momentem, w którym piszące, nieskończenie wielokrotne, hylemorficznie materializuje się w jednokrotnym, w pisarskim? A otóż to – hyle demi intemporel.
© Karol Samsel