Raynouard 47. Na miejsce zamieszkania Balzaca w latach 1840-1847, właściwie do rezydencji pisarza, docieram około dziesiątej piętnaście rano, 30 września. Poruszenie, i to niemałe, wywołuje we mnie pierwsze z wielu czekających mnie tutaj rozpoznań: Balzac to „proofer” (tutaj – angielski, bo nie ma na to w moim przekonaniu właściwego słowa ani w języku polskim, ani w języku francuskim). Oglądam słynne, już wiem, jedenaście etapów balzakowskiej korekty „Starej panny”, czyli „La vieille fille” – i zastanawiam się, jaką postać „przybraliby” (nasze muzyczne „przybrać postać”, „przy-”, „-brać”, „-stać”, ich niezgorsze „prendre la forme” – „-ndre”, „-rme”, ale i „pre-”, „fo-”) Szewcy Witkacego, powiedzmy, lub Ferdydurke, gdyby poddani zostali francuskiej próbie z Raynouard 47, to znaczy – próbie jedenastu, u Balzaka przewiercających przeważnie, przynajmniej do progu korekty siódmej, korekt (siedem jedenastych korekt Balzaka to piekło, pozostałe cztery jedenaste to bodaj „purgatorium”, zanim osiągniete zostanie – chyba wcale tutaj niepożądane tak, jak w innych częściach Europy – „editio ultima”). Dalej bardzo duży, około pięćdziesięciocentymetrowy, osiemnastowieczny krzyż anonimowej roboty – czy służył Balzakowi za artystyczne lustro odbijające jego potężny, „rozgałęziony” dekolt (w wykonaniu d’Angersa, przyjaciela) – od 1844 roku pisarz pracował wszak przy tych obydwu kontrastywnej asyście (wtedy właśnie wprowadzono do gabinetu: dekolt) – czerwonego i czarnego, można powiedzieć, krzyża i dekoltu. Na wyróżnionym miejscu w jego biblioteczce z czasu dojrzałego lat czterdziestych mogę znaleźć, możesz znaleźć, między innymi, „Salamandrę” Eugeniusza Sue, dwadzieścia dziewięć tomów dzieł zebranych Rousseau, a nawet Swedenborga, ale tego ostatniego, tzn. Szweda, nie wypatrzyłem jednak na żadnej z półek eksponujących – intrygująca, narodowa selekcja – wyłącznie Francuzów.
Ażeby rozluźnić napięcia wyobraźni wywołane faktami, paradoksalnie – przeglądam „L’Annee Balzacienne”: studium z 1978 roku o osobliwym dla mnie, nie tylko dlatego, że eseistycznym, tytule „Crypto-sexorama” (Pierre’a Citrona) – opowiada o postrzeganiu przez autora „Komedii ludzkiej” relacji polsko-rosyjskich. Możliwe, że warto tekst przetłumaczyć, przynajmniej dla użytku prywatnego – bo to dobry i nieoczywisty przyczynek porównania Balzaca z Conradem? W kuchni Balzaca, a nawet przy toaletce będącej świadectwem jego erotycznych podbojów (czy George Sand zdradziła z nim Chopina?), przypominam sobie mądrości Zoli odnalezione na ścianie jednego z poprzednich pokojów (Zolowskie – „mene, mene, tekel, upharsin”, wymówione, to chyba pewne, z charakterystyczną powolną powagą, godną – i to co najmniej – Jezusa Chrystusa we Flandrii), że „Komedia ludzka” jest niczym podróżowanie po wieży Babel, której ręka żadnego architekta na Ziemi nie miała, ale i nie będzie miała – nigdy – czasu dokończyć”... „Intransigeante et libre l’extraordinaire Simone Weil”, czytam na Trocadéro na okładce najnowszego numeru „Revue des Deux Mondes”. Podobnie mógłbym sławić swe własne – „Intransigeante et libre l’extraordinaire Honoré de Balzac”. Wylatuję z Beauvais z całym numerem „Lire. Magazine Littéraire” poświęconym bergsonowskiej problematyce neuroz twórczych (czytam kolejno „rituels, manies, paranoïa, dépression, solitude, folie”). Co za poziom krytyki, nie tylko literackiej, przede wszystkim historycznoliterackiej (sic!). Co za poziom filozoficznoliterackiej świadomości...
© Karol Samsel