Tam i z powrotem wchodzę do jednej i tej samej opowieści, która zmienia się pod wpływem tego, że wchodzę i wychodzę, może nie wierzę, że raz na zawsze został wydany tu pomyślny wyrok na resztę życia: raz na zawsze, na terenach widzianych oczami diabła.
Cienka narzuta jawy faluje tutaj tak samo jak narzuta snu, ludziom i postaciom nadawane jest raz takie życie, a raz inne, chcą być wyraźnie określeni, ale nie zadowalają ich granice wyznaczone przez ramy portretów, zdolni są do wszystkiego, subtelni i brutalni, raz wyobrażeni, a raz nie, takie jest tu ciśnienie życia.
Pragną ciszy natury, definicji świata i wiedzieć, czy jest życie wieczne. Dosłownie każdy ma od czasu do czasu jakieś diabelskie błyski w oczach. Z nieba sypią się pierniki, na dnie koszyka leży złote serce, to jest historia widzeniowa, czasem wystarczy przetrzeć oczy i wizja znika.
W tej klęsce poznawczej on sobie obiecuje: cofnę się do czasu dzieciństwa i będę tamtymi oczami odbierał świat.
Ale nad brzegiem oceanu leży jeszcze ktoś z przestrzeloną głową, w niepohamowanej wściekłości trzeba jeszcze kogoś zatłuc, świat musi mieć w sobie motyw dziania się – bez tego jest tylko ornament, w tej historii są wszystkie myśli, jakie można mieć i do dziś nie móc ich zrozumieć, z fałszywej sytuacji wyciągać prawdziwe wnioski i na odwrót, kto tego nie robi, ten jest tylko pejzażystą tego świata i wszystkich innych, do których nagle można wpaść.
___________________________________
Jan Drzeżdżon – Oczy diabła