Odwiedziliśmy Andrzeja Gąsowskiego w jego kiosku. Nie w tym eleganckim kiosku, który znajdował się tuż pod domem Henryka Berezy w Alejach Jerozolimskich, teraz kiosk jest małą zieloną budką na Bemowie, przy pastwisku autobusów i tramwajów zwanym pętlą. W tle bloki mieszkalne nowej generacji, dalej chaszcze. Dzień szary bez połysków. Dalekość. W dzieciństwie marzyłam, aby być panią z kiosku i sprzedawać rzeczy przez okienko odsuwane, i nagle zrealizowało się to, byłam w kiosku i po krótkim przyuczeniu sprzedałam Pawłowi Orłowi gumę do żucia WINTERFRESH 1szt.#2.00 PLN, na dowód czego mamy paragon fiskalny. W Alejach Henryk Bereza, wracając z Czytelnika, potrafił długo przesiadywać w kiosku Andrzeja i dużo opowiadać o literaturze i pisaniu. Jest to wciąż pamiętane. Andrzej czytuje do poduszki stare „Twórczości” z czasów henrykowskich. Przechowuje butelkę po ostatniej grappie urodzinowej, ulubionym trunku Henryka. Mówi „Pan Henryk”, tak jak to jest zanotowane w „Elewatorze” nr 5. Był człowiekiem bardzo ciepłym, bardzo wrażliwym, delikatnym, skromnym i – jakby to powiedzieć – wyjątkowo prawdziwym. Przypominaliśmy sobie o tej prawdziwości. Jak czuje się prawdziwość, jak to jest. Po czym się ją rozpoznaje: po czymś w środku, w środku środka, może nawet w środku ciężkości, jeśli można się tak wyrazić [środek ciężkości jest miejscem w którym ciężar rozkłada się równomiernie w każdym z kierunków, można przeczytać o tym na stronie http://zadane.pl/zadanie/5097461],a jeśli tak, prawda w każdym przypadku może być sprawdzana na sobie, osobiście.
© Marta Zelwan