13 czerwca 1986
Przyjechałam do domu rodzinnego, zarzucano mi, że nic nie robię, nie potrafię nawet włączyć pralki, umiem tylko bujać w obłokach – przechodziłam z kąta w kąt, nie miałam tu dla siebie miejsca. Wybiegłam na pocztę, aby zadzwonić do Franciszka. Zastałam tam mężczyzn słuchających przez radio notowań giełdowych w XIX wieku. Były tam też kobiety w kapeluszach, spacerujące, pijące koktajle. Przybiegłam w nocnej koszuli z szorstkiego płótna, boso. Nie udało mi się zamówić rozmowy z Franciszkiem w XX wieku. Odłożyłam słuchawkę i zobaczyłam, że mama szuka mnie, roztrącając ludzi. Schowałam się za kontuarem baru, jakiś rzucony ciężki przedmiot śmignął mi nad głową. Świadkowie zapewniali mnie, że rano wezwą lekarza, który potwierdzi, że jestem w szoku. Prawdopodobnie dopiero wtedy będę mogła wrócić do siebie. Tymczasem zapakowano mnie do łóżka za kotarą. Doktor, stary człowiek o pięknych, białych włosach powiedział, że zachowuję się nienormalnie, gdyż czuję nienormalność tego, co się dzieje i konkretny lęk. Orzekł, że mam amnezję. Dotyczy pamięci bieżącej. Przyszło więc mnóstwo pań i panów z XIX wieku i wokół mego łóżka zrobiło się przyjęcie. Powiedziano, że wynaleziono już na świecie kolorowe telewizory, że mój ojciec taki kupił. Właściwie nie było go na to stać, więc zbankrutował.
© Marta Zelwan