17 września 1986
Pierwiastki ziem rzadkich wyszukiwane były przez Halszkę jako kamienie, przeze mnie jako słowa książki, którą o tych poszukiwaniach napisałam. Książki dziejącej się równolegle z pisaniem, Halszka nadążająca z czytaniem i odkrywająca, że właśnie tego szuka. Treścią opowieści, za którą podążała Halszka, było podążanie. Bohaterska para kochających się ludzi szła od wioski do wioski, szukając bezpiecznego miejsca dla swojej miłości. Wyszli z miasta Lira i chcieli tam wrócić, jednak zły czarownik wysłał za nimi szpiega, który ich tropił. Pewnego razu szedł nawet razem z nimi i ośmielił się objąć kobietę za ramię, w deszczu, w zmierzchu, w gromadzie innych ludzi, prawie niezauważalnie. Mężczyzna szedł obok, widział to i nie śmiał mu przeszkodzić. Grupa wieśniaków stopniowo ich opuszczała, rozchodzili się do swoich chat, ciemniało, mżyło, oni sami też wyglądali jak wieśniacy, w półkożuszkach, zabłoconych buciorach, kobieta w wiejskiej chustce. Ale było to tylko przebranie wiecznych uciekinierów, bo coś się sprzysięgło przeciw ich miłości. W pewnej chwili musieli się rozstać. Kobieta przebiegła opłotkami, w wielkim deszczu, do pustej chaty. Mogła spodziewać się nadejścia szpiega, który chciałby się ogrzać, w palenisku pod kuchnią buzował ogień, kobieta zdjęła chustkę i udawała, że krząta się jako gospodyni. Szpieg istotnie wszedł i zaczął z nią rozmowę o uciekinierach. Była bardzo małomówna, powiedziała coś o wyjściu do krów, zarzuciła chustkę. Szpieg siadł za stołem, nie pozwolił. Wtem wpadła ze śmiechem gromada dziewcząt i chłopców, miał być ślub, dziewczyna w progu zawołała mamo!, ale spostrzegła że przy stole siedzi kobieta co prawda podobna do matki, tak samo czarnowłosa, ale inna. Zrozumiała, że ta kobieta ukrywa się przed złym człowiekiem i trzeba jej pomóc, dalej więc mówiła jak do matki: o deszczu, o ślubie, popychała weselników do innej izby. Kobieta wstała, zawiązała chustkę: wtedy weszła prawdziwa gospodyni ze skopkiem pełnym mleka, ale kobiety były jak sobowtórki, szpieg zdziwił się tym i zmylił. W tym miejscu Halszka przerwała czytanie, bo właśnie nadążyła za opowieścią, siedziałyśmy w tej chatce z bierwion, przed tą sceną, która rozpływała się w nicości. Siedziałyśmy na drewnianych stołkach przy ogniu, Halszka odwróciła parę kartek wstecz, gdy wszyscy jeszcze szli w gromadzie. Przyznałam jej rację, że dałam się zaczarować słowom zły czarownik. Ten właśnie czarownik wysłał przeciw bohaterom nie tylko szpiega, ale i moje słowa. Halszka powiedziała, że to nic, wystarczy niepotrzebne skreślić, a będą szli tak, jak szli naprawdę – z miasta i do miasta Lira, które ona zna i również tam dąży, poza tym chce z wiejskiej wełny, jaką widziała po drodze, gdy szliśmy z wieśniakami, mieć ręcznie zrobiony sweter. Obiecałam, że jej go zrobię i poczułam, że jeśli ten sweter będzie zrobiony wewnątrz opowieści, którą piszę, usprawiedliwi całe moje pisanie. Z czasu, który zajęłyśmy rozmową, skorzystali uciekinierzy. Wymknęli się i wydawało się, że mają teraz większą szansę ucieczki niż dotąd.
© Marta Zelwan