Poemat „Jesień. Nowela poetycka” z tomiku „Płonący tramwaj” (2001) powstawał w jednym z najpiękniejszych okresów w moim życiu. Właśnie ukończyłam Akademię Muzyczną. Byłam młoda z apetytem na przygody egzystencjalne i doświadczenia życiowe. Ciągle marzyłam, że zostanę pianistką. W tych marzeniach byłam niepoprawną idealistką. Będąc wolna od edukacyjnych obowiązków wyruszyłam na podbój świata. Podjęłam pracę w „Wieczorze Wrocławia” w dziale reklamy. Miałam chodzić do różnych firm i namawiać na reklamę w gazecie. Ileż się nałaziłam po różnych peryferiach Wrocławia. Na koniec miesiąca okazało się że zarobiłam 20 zeta. Ale wędrówki za reklamami przyniosły wiele materiału, który później użyłam w poemacie. Na przykład tygrys. Chodząc jakąś łąką w dzikich zaroślach, zobaczyłam drzewo, a na drzewie siedzącego tygrysa. Ot tak, po prostu był tam, a ja tego doświadczyłam. Nie wiem skąd się tam wziął i po co ukazał się na mojej drodze. Czy był naprawdę czy był to rodzaj widzenia? To nie jest ważne. Ważne jest, że potem ten tygrys pojawił się w tym poemacie. Nie był wymyślony, był po prostu zobaczony. Jak zresztą większość moich odlotowych tekstów. One wszystkie były naprawdę doświadczone... Nie wiem, dlaczego oczami wyobraźni (?) zobaczyłam tego tygrysa. Poemat był o jesieni i pisany jesienią. Jesień 1993 roku była najpiękniejszą jesienią w moim życiu. Na swojej drodze spotkałam i pokochałam Michała Fostowicza. Wtedy właśnie pisanie stawało się czymś najważniejszym. Michał pisał do mnie: kocham twoje wiersze. Wybrałam do opisania jesień bo odczułam, że nie tylko oswoiłam tę porę roku dorastając do niej, ale na swój sposób zrozumiałam. Wydała mi się ujarzmioną dojrzałością pełną tajemnic i sekretów. Baudelaire pisał, że jesień jest ukochaną porą roku prawdziwych poetów. Tak odczuwałam tamtą jesień, być może stawałam się prawdziwą poetką. Najpierw powstawały luźne notatki. Z każdego wypadu do pracy przynosiłam wiele przeróżnych spostrzeżeń, które zapisywałam w czarnym notesie. Nie myślałam jeszcze o poemacie. Raczej chciałam zatrzymać to, co wydawało mi się niezwykle. Do tych rozlicznych obserwacji i niezwykłości zaliczałam relacje z ludźmi. Miałam wielu przeróżnych znajomych. Można powiedzieć, że całą menażerię znajomych. Działali na moją wyobraźnię poetycką i to dzięki nim powstał ten poemat. Wchodzili do mojego życia zupełnie przypadkowo zaludniając mój świat swoimi osobowościami. Michał Fostowicz, Andrzej Pańta, Janusz Styczeń i wiele innych osób. Pisząc poemat przywołałam na środek pokoju wszystkie spotkane przeżycia, postacie, przedmioty i z nich stworzyłam swoisty kolaż doświadczeń. Pobrzmiewa w nim wiele rytmów, pisząc czułam jakbym go wykonywała na fortepianie. Chciałam stworzyć wielogłosowy obraz tego, co mnie wtedy otaczało. Poemat stał się jednym z moich najważniejszych tekstów. Oddaje tamten czas, ale jest też uniwersalny, można się w nim odnaleźć w każdym czasie i w każdym miejscu ziemi. Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że na zawsze pozostanie tamto spotkanie z tygrysem, który w poemacie mówi: KTO SŁUCHA TEGO CO NAPISAŁEM / KTO MIERZY CZAS TYM CO ZROBIŁEM.
© Ewa Sonnenberg