Zobaczyłam siebie w Cambridge i pewną wycieczkę. Dotarłam na łąkę na której były stare drzwi. Pośrodku tych drzwi widniała niebieska trzynastka. Od razu pomyślałam, że idealnie pasuje na tytuł wiersza. Tytuł zawsze był dla mnie rzeczą kluczową. To od tytułu brała początek moja podróż wewnętrzna. Różne bywały relacje tekstu do tytułu. Tytuł istniał dla mnie jako punkt odniesienia do tego co pisałam. Był niejako nośnikiem tekstu. Innym razem był jak punkt oparcia. Jeszcze innym razem był argumentacją. Tytuł niekiedy był bodźcem, który porywał mnie. Jak ta trzynastka na drzwiach gdzieś porzuconych na łące. Obecność tych drzwi była nierealna. Wydawało się, że za tymi drzwiami jest coś co poszukiwałam od zawsze. Byłam jak Alicja która odkryła króliczą norę. Numer na drzwiach był abstrakcją. Czystą matematyką pośród łanów trawy. Tak powstał wiersz „Błękitna trzynastka” z tomiku „Smycz” (2000). Zderzenie tego co spotykało mnie w Polsce ze szczęściem, które zaznałam w Anglii. Pisałam go w pokoju z widokiem na szarą kamienicę. W świecie frazesów i parawanów. W świecie krzyczących bilbordów i ogłupiających tabloidów. Wszystko czego nie lubiłam w swoim kraju zderzyłam z tym co poszukiwałam w sobie. Figlarność mieszała się z brutalizmem realiów. Wiersz się stawał pomimo mnie. Jakbym pisała to co miało być zapisane. Jakby ten wiersz już gdzieś istniał, a ja tylko gdzieś tam go zauważyłam. Niekiedy są takie wiersze, które powstają nie wiadomo jak i skąd. Jakby już gdzieś istniały i tylko czekają by wydobyć je na światło dzienne. Piszą się same a piszący staje się jedynie instrumentem w rękach czegoś niezrozumiałego i niepojętego. Wiele razy tak się czułam. Jakbym była jedynie narzędziem, które przekazuje to co jakaś wyższa siła chce powiedzieć. Kosztem mojego życia, kosztem mnie. Nic się w takich chwilach nie liczyło tylko pisanie. Wszystko schodziło na dalszy plan. Tylko pisanie i odmierzanie słowami czasu. Ten wiersz nie jest mi jednak bliski. Mówię w nim o tym co mnie raniło. Jakby te drzwi przypomniały mi o istnieniu innego, idealnego świata tak różnego od tego w którym tkwiłam. Siedziałam na tej łące i zastanawiałam się kim jest Ewa Sonnenberg. Miałam do siebie tak daleko. Nie umiałam się utożsamić sama ze sobą. Moje istnienie wydawało mi się tak samo abstrakcyjne jak ten numer na drzwiach. Odczuwałam jakbym się nagle stała kimś zupełnie innym. Za dużo było tego co złe, które zupełnie nie pasowało ani do tych drzwi, ani do tej łąki, ani do Anglii. Chciałam zacząć od nowa ale wiedziałam, że muszę stać się kimś innym. Kimś, kto to zło zapomni. Kimś, kto to zło przepracuje. Ponazywa. Odreaguje. Skonfrontuje z tym co było poza granicami kraju. Może dlatego sporo wtedy podróżowałam. Chciałam zaznać czym jest świat poza moim krajem. To nie była ucieczka. Chęć skonfrontowania siebie z innymi cywilizacjami, innym językiem, innymi ludźmi, inną kulturą. To miało poszerzyć mój punkt widzenia. To miało mi pomóc w odnalezieniu nowej siebie. Wątpiłam. Ale wątpienie to sfera na kolejne pytania i odpowiedzi. Pytaniem było nowy życie. Odpowiedzią moje podróże.
© Ewa Sonnenberg