ETD. Nie pomylmy Stanisławy Bierzyńskiej-Wolskiej ze Stanisławą Mroczek-Wolską, autorką „Życiowego pejzażu” (Warszawa 2019). Prawdopodobnie nie dotrę do publikacji Bierzyńskiej-Wolskiej, trzeba więc skupić się na tym, co akurat znajduje się w moim posiadaniu.
Z wspomnień Mroczek-Wolskiej, wnuczki Jana Borkowskiego, wynotujmy fragment, który dotyczy państwa Józefy i Filipa Burków spod Garwolina: „Najbardziej przeżywałam, gdy wołali na mnie Burek. To było nazwisko mojego pradziadka, wiele lat wcześniej zmienione na Borkowski, ale w ludzkiej pamięci przetrwało. Złośliwcy odznaczali się doskonałą pamięcią, bo dorosłym, o mamie i cioci, też zdarzało się mówić Bureckówny.
Dzisiaj może bym się tym nie przejęła, bo znam wiele paskudniejszych, ciągle używanych nazwisk, ale wtedy to było dla mnie wielkim dramatem”.
Z dzieciństwa pamiętam historię spolonizowanej familii Żerebnych. Otóż państwo Żerebni przemianowali się na Witkowskich, o czym z akceptacją opowiadała mi babcia Hrudniowa. Babunię fascynowali różni Balińscy, Naruszewiczowie, Kuncewiczowie (Koncewiczowie), Stankiewiczowie i Szczukowie, przesiedleńcy z Kresów Wschodnich, chciała koniecznie, abym zbliżył się do panienek z dobrych polskich rodzin. Miały być gospodarne i pracowite, nie to, co lubelskie studentki, „zwykłe wydry”.
[31 X 2020]
© Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki