GARBOŚ BOLESŁAW (1920-1999). Znowu wraca do mnie Bolesław Garboś. Albo ja nieustannie zaglądam do tej poezji: „Ziemia pęka nawet w rowkach pup osesków / aż po paleolity”. Dysponuję wprawdzie jedną antykwaryczną książeczką, ale nie omieszkam czytać Garbosia, kiedy już znajdę się w mojej ukochanej Bibliotece Narodowej:
Potem pociągnie nas w głąb kobieta duszna,
w sam szalej nagości i pieprzu,
i zaklaszcze stromo kara nocy maść
w międzyudziach kwintesencji,
chwytanej na gorąco
aż do ud rozpuku.
Zauważam, że po „międzyudziach kwintesencji” chce mi się kolejnego fragmentu, kolejnej perełki w wykonaniu Garbosia. Nie rezygnujmy z utworów miłosnych („Oś ziemska w żeńskim otworze niesie lekko / brzemię odmiennego stanu”), bo w erotykach Bolesława Garbosia dzieje się całkiem sporo:
Ta dziewczyna, którą uginasz pod sobą,
najpierw z wiatrem doznawała obcowania,
nim wykształciła w sobie regularny oddech.
Nadal utrzymuje dobrze słone wargi
nietrwałych okoliczności.
W jej biodrach jak w składzie form
bije puls zaginionych sytuacji i lądów.
Podczas rzęsistych deszczów plemniki
chowają się w nich jak w pożywnych bulwach.
Mamy ponadto „odeszczać się” i „orgiastyczną plazmę w zbyt krótkiej sukience”, nie umiem więc skutecznie uwolnić się od poezji Garbosia: „Generałowie tną narody na poborowych / i na obronne zaplecza. / Mundury szyte są na miarę czasów. / Potem każdy maszeruje do prapoczątku / struktur, czas postojów wykorzystując na to, / żeby się jak najszybciej odeszczać / wodą gruntową”.
Bolesław Garboś: „Nie uchybiając męstwu”. Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1979, s. 87
[10 X 2016]
© Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki